Siedziała właśnie w Wielkiej Sali, jedząc kolację i próbując przy tym nie zwracać uwagi na otaczających ją ludzi. Jednak musiałaby być co najmniej ślepa, żeby nie dostrzec tych natarczywych spojrzeń swoich byłych przyjaciół.
W końcu, mając już tego dosyć, postanowiła się do nich odezwać.
- O co wam chodzi?
Przez dłuższą chwilę nikt się jej nie odpowiadał. Ginny nagle patrzyła wszędzie tylko nie na nią, Harry wyglądał jakby coś go bolało, a Ron… to po prostu Ron.
- Chcielibyśmy z tobą porozmawiać, Hermiono - Potter zdecydował się odezwać jako pierwszy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego duma dosyć mocno ucierpi podczas tej rozmowy, ale nie miał innego wyjścia. Zwaliło się na niego zbyt dużo, a on już nie dawał rady. Dlatego musiał odzyskać jej przyjaźń. Zresztą Weasley'owie byli tego samego zdania. Potrzebowali jej i byli tego w pełni świadomi.
- A jeśli mogę spytać, o czym?
Hermiona była w szoku. Zgrywała twardą, ale tak naprawdę jej ich brakowało i nie marzyła o niczym innym jak o pogodzeniu się z nimi. Jednak z drugiej strony, ich zachowanie strasznie ją zraniło i nie była pewna, czy był to taki dobry pomysł.
- Słuchaj, wiem, że przesadziliśmy, ale ty też nie jesteś bez winy. Gdybyś tylko go zdradziła, ale nie, ty zaczęłaś bratać się z wrogiem.
- Czyli traktujecie mnie tak podle nie przez tą sytuację między mną a Ronem, a dlatego, że przyjaźnię się z Nott'em, tak? - spytała, chcąc upewnić się, czy jej się coś pomyliło czy to oni są takimi ignorantami.
- Nie tylko z nim - wytknął jej Ron czując, że długo już nie wytrzyma. - Ciągle widzimy cię z nim i jeszcze z tym całym Zabini'm. I jeszcze z Malfoy'em!
Chłopak nie był już taki spokojny jak chwilę temu, a jego twarz powoli zaczęła zmieniać kolor na czerwony.
- Mówisz poważnie, Ron? I ty też, Harry? Przyjaźnię się tylko z Teodor'em i to normalne, że czasem muszę też pogadać z jego kumplami. Poza tym, jeśli myślicie, że macie jakiekolwiek prawo do wybieranie mi znajomych, to jesteście w błędzie. Zachowaliście się podle i jest mi naprawdę cholernie przykro, kiedy myślę, ile czasu na was straciłam. Ale teraz przynajmniej wiem, że nie było warto.
Powiedziawszy to, wstała od stołu i udała się w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Było jej przykro, to prawda, ale w tym samym momencie czuła się dumna z tego, co zrobiła. Była Hermioną Granger i nikt nie będzie jej mówił, co ma robić i jak ma żyć.
***
Do końca Transmutacji zostało dwadzieścia minut, kiedy nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wparował nie kto inny jak sam Severus Snape. Na pierwszy rzut oka, można było dostrzec jego rosnące zirytowanie.
- Zabini, Nott, Malfoy, za mną - warknął, nie pytając nawet McGonagall o zgodę na zabranie ze sobą tej trójki, po czym bez słowa odwrócił się i wyszedł.
Sami zainteresowani spojrzeli na profesorkę nie wiedząc, co robić. Nie mogli tak po prostu wyjść. Wkurzony Mistrz Eliksirów to nie przelewki, ale to samo tyczyło się dyrektorki, która może i nie była mściwą osobą, ale jednak.
Jako pierwszy głos zabrał Zabini, bo, chcąc nie chcąc, Snape nadal na nich czekał i - jak można było się domyślić, jego zdenerwowanie wcale nie zmalało, a wręcz przeciwnie - wciąż rosło.
- To możemy iść, pani profesor?
Kobieta spojrzała na niego jakby dopiero co ocknęła się z szoku.
- Tak, tak idźcie. Jeśli byście nie zdążyli wrócić, macie do napisania esej dotyczący tego, co dzisiaj omawialiśmy. Na piątek.
Odpowiedziała mu, po czym, jak gdyby nigdy nic, odwróciła się i kontynuowała lekcję.
Ślizgoni wstali, szybko zebrali swoje rzeczy i wyszli, nie chcąc jeszcze bardziej narażać się Snape'owi
Kiedy byli już na korytarzu, dostrzegli go opierającego się o drzwi jakiejś klasy, do której po chwili weszli.
Patrzyli na niego, zastanawiając się, czy zrobili ostatnio coś, za co mógłby być na nich zły, ale nic nie przychodziło im do głowy.
- Coś się stało, profesorze? Od razu mówię, że nie wiem jak oni, ale ja...
- Zamknij się, Zabini! Nic nie zrobiliście. Tym razem - powiedział, a na jego twarzy zagościł ten jego charakterystyczny złośliwy uśmiech, który znali aż za dobrze. - Chodzi o mecz.
- Mecz? - zdziwił się Malfoy. Teraz już zupełnie nie wiedział, co się dzieje.
- Tak, Draco, mecz. Sezon rozpoczyna się meczem z Gryfonami, a my nie możemy tego przegrać. Jeśli Potter z tobą wygra... Chyba nie muszę ci mówić, co się wtedy stanie, prawda?
I wtedy chłopak zrozumiał o co chodzi. Równie mocno jak on, Snape nienawidził Wybrańca, co za tym idzie, chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki czeka go los, jeśli coś pójdzie nie tak.
- Tak jest, profesorze. Potter nie ma z nami szans.
- Nie byłbym tego taki pewien - parsknął. - Dlatego właśnie musicie wznowić treningi. Teraz.
- Ale jak to? Przecież pogoda...
- Nie interesuje mnie to, Malfoy - warknął. Miał gdzieś. jaka była pogoda. Potter nie mógł wygrać i tyle. - Macie wygrać ten mecz i tyle. A bez treningów nie jest to możliwe. Gracie już za miesiąc, a co za tym idzie, macie za mało czasu, żeby go marnować.
Nie czekał na odpowiedź, wiedząc, że jeśli cenią sobie swoje życia, nie ośmielą się pisnąć ani słowa. I właśnie tak było. Blondyn już chciał coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili, chwilę przed tym jak Severus odwrócił się i wyszedł, przypomniał sobie z kim rozmawia i w porę zamilkł.
Jedno było pewne. Pogoda nie nadawała się jeszcze do tego, by tak po postu wznowił treningi. Był kapitanem i musiał dbać o swoją drużynę, jednak z drugiej strony to Snape miał najwięcej do powiedzenia i jeśli tylko zechce, w sekundę pozbawi go tej funkcji, a nawet wyrzuci z drużyny. Dlatego musiał wykombinować jak wznowić treningi, nie narażając przy tym drużyny na odmrożenia.
,,Ale od czego jest magia" - pomyślał, uśmiechając się pod nosem i wychodząc z sali.
***
- Słuchajcie! Od przyszłego tygodnia wznawiamy treningi i gówno mnie obchodzi, że jest wam zimno, jasne? I nie, Harper, nie obchodzi mnie twoje zdanie - dodał, widząc, że wspomniany chłopak otworzył już usta, żeby coś powiedzieć. - Widzę was wszystkich w poniedziałek o 18 na boisku i nie przyjmuję do wiadomości żadnych waszych pieprzonych wymówek. Jeśli chcemy wygrać mecz z Gryfiakami, musimy się wziąć ostro do pracy i tyle - zakończył głosem nieznoszącym sprzeciwu. Wszyscy pokiwali twierdząco głowami, wiedząc, że z Malfoy'em nie ma żartów, zwłaszcza jeżeli chodziło o Quidditch. Nawet kumplowanie się z nim nie mogło tego zmienić.
Chwilę później, kiedy wszyscy siedzieli już na kanapie, popijając Ognistą, Draco zauważył, że jego kumpel wstaje i zmarszczył brwi. Znając życie, zostawia ich tylko po to, żeby spotkać się z tą szlamą.
- A ty gdzie idziesz, Nott? - spytał, kiedy ten był już w połowie drogi do wyjścia z salonu.
- Um, spotykam się z Hermioną.
- Zostawiasz nas dla jakiejś szlamy? - spytał Harper. Blondyn zaśmiał się, wiedząc, co zaraz nastąpi. Nawet trochę mu współczuł, ale bez przesady.
- Jesteś załosny, Harper. Po pierwsze, wojna dawno się skończyła, a ty jak i wy wszyscy mógłbyś w końcu ogarnąć dupę z tym całym podziałem krwi - warknął wyprowadzony już z równowagi chłopak. - Poza tym ta, jak to ująłeś, szlama ma imię i jest o wiele bardziej wartościową osobą niż wy wszyscy razem wzięci, więc możesz spierdalać.
- Nie mów, że jest ona dla ciebie ważniejsza niż koledzy z domu - odezwała się jedna z dziewczyn, które do tej pory siedziały kawałek dalej. Przez cały ten czas przysłuchiwały się słowom Nott'a i nie mogły wierzyć w to, co słyszą. Jeden z ich chłopców bronił zwykłej, bezwartościowej szlamy. Nie mogły na to pozwolić. - Przecież ona...
- A dajże już spokój, Dafne - przerwał jej, wiedząc już, że nie ma ochoty słuchać jej nic niewnoszących wywodów, po czym pokonał dzielącą go od wyjścia odległość i zniknął za obrazem, udając się w kierunku biblioteki, gdzie umówił się z przyjaciółką
Uwielbiam postać Teodora Notta. Ciesze się ze w Twoim opowiadaniu jest tak pozytywna postacią.
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu, co prawda, trochę przypadkiem, ale zaciekawiłaś mnie autorko :)
Piszę komentarz, bo chciałam dać znać, że podoba mi się Twój styl i naprawdę przyjemnie czytało się te pięć pierwszych rozdziałów i super by było przeczytać jeszcze więcej, bo zapowiada się naprawdę wciągająca historia :)
Z pozdrowieniami,
M.
Tutaj wyżej pisałam ze starego konta, na które, o dziwo, byłam zalogowana na telefonie. Dodałam Twojego bloga do obserwowanych już na tym nowym koncie, z którego piszę tę wiadomość.
UsuńJeszcze raz pozdrowienia!