1.06.2020

Rozdział szósty

- Co tam, Teo? - spytała, kiedy zobaczyła zbliżającego się w jej stronę chłopaka. Od kilku godzin siedziała w bibliotece, pisząc esej na Eliksiry. Nauczyciele ich nie oszczędzali, a Snape wcale nie był wyjątkiem.

- Czemu znowu siedzisz tu sama?

- Odrabiam pracę domową. A ty co tu robisz, Nott?

- Przyszedłem cię stąd w końcu wyciągnąć - stwierdził, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie chodziło jedynie o lekcję. Ukrywała się, a biblioteka była do tego wręcz idealnie stworzona. Już kiedyś, zanim doszło do tego wszystkiego, spędzała w niej okrom czasu, ale teraz to już prawie w ogóle z niej nie wychodziła.

- Daj spokój, muszę jeszcze... - zaczęła, chcąc się wymigać. Doceniała jego starania. Nie była głupia, widziała, ile dla niej robił. Ale mimo wszystko nie miała ochoty nigdzie z nim iść.

- Jeśli siedzisz nad esejem dla Nietoperza, to daj sobie spokój. Masz na to serio dużo czasu, a teraz chodź ze mną.

- Niby gdzie znowu? - spytała, modląc się do samego Merlina tylko o to, żeby nie przyszło mu do głowy znowu zabierać jej do Salonu Ślizgonów. Nie była tam mile widziana i dobrze o tym wiedziała. Zresztą nie tylko ona. On też doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak się do tego nie przyznawał i nie zamierzał.

Hermiona przysięgła sobie, że w końcu z nim pogoda i raz na zawsze wytłumaczy mu, jakie relacje łączą ją z jego kumplami. Nie mogło przecież wiecznie być tak jak teraz. Musiał zrozumieć, że, czegokolwiek by nie zrobił, ona i tak się z nimi nie dogada. Wydarzyło się między nimi zbyt wiele, szczególnie między nią a Blaise'm, a Malfoy to po prostu Malfoy.

- Zobaczysz - uśmiechnął się, nie chcąc zdradzić swoich planów. Może i Draco i Blaise byli jacy byli, ale znał kogoś, z kim Gryfonka na pewno się dogada. Wystarczyłoby tylko, żeby pogadali, a już jego w tym głowa, żeby do tego doszło.

- Nie, Teodor, serio daj spokój. Wiem, że pewnie znowu wpadłeś na jakiś twoim zdaniem cudowny pomysł, ale zaufaj mi, że...

- Nie myśl tyle - przerwał jej - i po prostu chodź ze mną, a dam ci spokój.

Szybko spakował jej wszystkie rzeczy, po czym odesłał je do jej dormitorium, a następnie pociągnął ją w kierunku wyjścia z biblioteki. Opierała się, nie chcąc z nim iść, ale wszystko poszło na marne, zważając na to jak silny był. Nie wiedziała nawet, co zamierza, ale czuła, że nie było to nic dobrego. Był bardzo zdeterminowany, jak dla niej aż za bardzo.

***

- Czemu tu jesteśmy? - zdziwiła się. Była wręcz pewna, że znowu zaciągnie ją do swoich ślizgońskich kumpli, a tymczasem stali przed głównym wyjściem ze szkoły, prowadzącym na błonia.

- Wychodzimy.

- Tyle to ja jeszcze widzę, Nott. Lepiej powiedz mi, gdzie mnie ciągniesz albo nigdzie z tobą nie pójdę.

- Na błonia, Granger, na błonia - westchnął tylko, nie chcąc zdradzać jej za dużo informacji. Nie do końca wiedział jak zareaguje, liczył jednak na to, że doceni jego starania i chociaż spróbuje. A wtedy wszystko pójdzie już gładko. Przynajmniej tak to sobie wyobrażał.

***

- Czy ty sobie ze mnie, do cholery żartujesz?

Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Wiedziała, że był Ślizgonem, co nieco go ograniczało, ale nigdy nie posądziłaby go o aż tak skrajną głupotę.

Że niby ona, Gryfonka, była najlepsza przyjaciółka Wybrańca, jeden z największych wrogów Voldemort'a, miałaby zacząć bratać się z jakąkolwiek Ślizgonką? On to co innego, poznała go od innej strony, ale to już zupełnie inna sprawa.

- Daj spokój, Granger, przecież nie jestem taka zła i myślę, że, gdybyśmy tylko chciały, mogłybyśmy się dogadać - odezwała się dziewczyna. Nie wyglądała tak jakby chciała jej coś zrobić, a to byłby jakiegoś rodzaju podstęp, ale mimo to Hermiona jej nie ufała. - Nie widzisz, że jemu naprawdę na tobie zależy? Malfoy i Zabini są jacy są, wątpię, żebyś miała się z nimi dogadać, ale to tylko blokuje to, co jest między tobą a Nott'em. Chcesz stracić przyjaciela tylko dlatego, że jego kumple to zapatrzeni w czystość krwi arystokraci?

Spojrzała na chłopaka, który tylko stał z boku i cały czas się temu przypatrywał. Jego koleżanka całkiem dobrze spełniała swoje zadanie i był jej za to naprawdę wdzięczny.

A Hermiona znała już odpowiedź na to pytanie. Oczywiście, że nie chciała go stracić. Był jedyną osobą, na którą mogła teraz liczyć i, szczerze mówiąc, trochę ją to przerażało - pokładać całe nadzieje w w jakimkolwiek Ślizgonie. Trochę to dziwne, takie inne, ale wiedziała, że warto.

- Jasne, że nie chcę go stracić - odpowiedziała bez wahania. - Ale to nie jest takie proste. Nie chcę też stawać pomiędzy nimi czy kazać mu wybierać, a wiadomo, że w naszej sytuacji jest to dosyć trudne.

- To tego nie rób.

Taa, gdyby to wszystko było takie proste - pomyślała.

Chciała już coś powiedzieć, ale, zanim zdążyła się odezwać, dziewczyna kontynuowała.

- Nie będzie musiał wybierać, jeśli chociaż spróbujemy się dogadać. Ja wiem, że nigdy nie byłyśmy specjalnie blisko, co więcej, niezbyt się lubiłyśmy, ale czy nie byłoby to o wiele łatwiejsze, gdybyś miała kogoś, kto nie traktuje cię jak Malfoy i mogłabyś na luzie przychodzić do naszego Pokoju Wspólnego?

- Ale ty...

- Tak, wiem. Wiem, że to dziwne, ale lubię Teo, a on lubi ciebie i poprosił mnie o to, więc czemu nie? On nie jest taki jak oni, ty to wiesz, prawda?

- Wiem, ale...

- Przestań już szukać wymówek, Granger. Zakopmy topór wojenny. Nie musimy się przecież od razu przyjaźnić, ale mogę pomóc ci przetrwać z tymi idiotami.

- Co ty z tego masz, Parkinson? - zdziwiła się. Znała ją, może nie za dobrze, ale jednak i nie było mowy, żeby robiła to bezinteresownie.

- Kiedyś ci powiem - uśmiechnęła się, puszczając jej oczko. - A teraz... może przestaniemy mówić sobie po nazwisku, skoro mamy spędzać ze sobą całkiem sporo czasu?

Brązowowłosa spojrzała jeszcze raz niepewnie na swojego przyjaciela, który uśmiechał się do niej pocieszająco, a potem swój wzrok ostatecznie przeniosła na dziewczynę. Westchnęła, po czym w końcu się odezwała, wysilając się na niewielki uśmiech w jej stronę.

- Hermiona Granger - wyciągnęła rękę w jej stronę, lecz już po chwili tkwiła w delikatnym uścisku.

- Daj spokój, od teraz jesteśmy na siebie skazany.

Teodor stał, przyglądając się temu wszystkiemu z boku z uśmiechem satysfakcji. Nie sądził, że pójdzie łatwo, ale w końcu się to udało, a właśnie o to mu chodziło. Chciał, żeby miała jeszcze kogoś, kto pomoże jej przez to przejść, a sojusznik w gronie Ślizgonów, wśród których miała spędzać całkiem sporo czasu, wydawał się wręcz idealnym rozwiązaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz