1.06.2020

Rozdział ósmy

Po tym jak wybiegł ze swojego Pokoju Wspólnego od razu udał się w kierunku wyjścia ze szkoły, a następnie na błonia. Miał dosyć Zabin'iego i jego głupich, niemających nic wspólnego z rzeczywistością insynuacji. Bo niby, kurwa, on, Ślizgon z krwi i kości, czystokrwisty arystokrata miałby zakochać się w szlamie? I to jeszcze w Granger? Nie. Ma. Kurwa. Nawet. Mowy. Nie i koniec.

Usiadł na brzegu jeziorka, próbując się jakoś uspokoić, żeby tylko nie zrobił czegoś, czego by potem żałował. Jak znał siebie i swój porywczy charakter, wiedział, że najlepiej będzie, jeśli po prostu stamtąd wyjdzie. Gdyby został, mógłby powiedzieć coś, przez co Granger poczułaby się jeszcze gorzej.

Cholera, Malfoy, ogarnij dupę, ta szlama cię nie obchodzi. Po co w ogóle zawracał sobie głowę i jej pomagał, wchodząc tym samym na wojenną ścieżkę z kolegą z domu? Nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. Ale to jej pełne przerażenia spojrzenie, jakby błagała by Adrian przestał. To wystarczyło, żeby jednak poczucie winy przejęło nad nim kontrolę. Nienawidził tej części siebie, która jednak mimo wszystko wciąż w nim żyła. Powinien być, tak jak wszyscy o nim myśleli, bezuczuciowym, nieczułym na ból innych dupkiem, ale niestety taki nie był. Próbował, starał się ze wszelkich sił, ale wciąż miał uczucia i koszmary dręczyłyby go chyba do końca życia, jeśli pozwoliłby Pucey'owi zrobić to co chciał. Nieważne kim była ta dziewczyna, nadal pozostawała kobietą, a każdej kobiecie, nie patrząc na status krwi, należał się szacunek, a przede wszystkim prawo do decydowania o swoim ciele. Nie mógł tak po prostu jej tego pozbawić.

***

- Hermiona, musisz coś z tym zrobić, inaczej on będzie czuł się bezkarny i kto wie, co jeszcze zrobi.

Siedziała w dormitorium należącym do Teo, Blaise'a i Malfoy'a razem z Zabin'im, Nott'em i Pansy. Draco na szczęście z nimi nie było, jak wyszedł z Pokoju Wspólnego, tak do tej pory nie wrócił, co niezmiernie ją cieszyło, bo nie wytrzymałaby większej ilości czasu w jego towarzystwie. Już wystarczająco dziwne było to, że Blaise wydawał się być naprawdę zmartwiony całą tą sytuacją. Odrzucił nawet swoje głupie żarty kierowane w jej stronę, co było naprawdę dziwne jak na niego.

- Daj mi spokój, Zabini, ja nic nie muszę - odpowiedziała, mając nadzieje, że da radę jakoś przekonać swoich przyjaciół do swojego stanowiska. - W ogóle nie rozumiem po co Malfoy wam o tym mówił. Nie wiem czy on mnie tak bardzo nienawidzi czy co, ale brawo, udało mu się.

- Niby co mu się udało? Daj spokój, Granger - parsknął brunet. - Czy ty tego nie widzisz? Oboje tego nie widzicie i to serio zabawne tak na was patrzeć, kiedy nie jesteście nawet świadomi tego co się wokół was dzieje.

- Zamknij się i przestań pierdolić głupoty, bo, znając ciebie, nawet nie chcę wiedzieć co sobie ubzdurałeś - zironizowała, nie mając zamiaru brać jego słów na poważnie. - Albo to jakiś twój kolejny żart, który śmieszny jest tylko dla ciebie, więc lepiej się zamknij zanim sama cię uciszę, Zabini - warknęła.

- Niech mówi. Ja chętnie posłucham - wtrąciła Parkinson, posyłając przyjaciółce krzywy uśmiech. - Niby co dzieje się między Draco a naszą Gryfoneczką, Zabini? Coś znowu wymyślił?

- No więc tak - zaczął, uśmiechając się przebiegle, a Hermiona wiedziała już, że, cokolwiek to jest, nie chce tego słuchać - zapewne każdy z was, nie licząc Granger, bo ona... no coż, nie jest obiektywna. Także każdy pewnie zauważył jak działają na siebie...

- Nienawidzą się - parsknął Nott. - Nie wymyślaj tu żadnych zbędnych teorii, bo Hermiona cię zaraz zabije - dodał, patrząc na dziewczynę, która wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. I wcale się nie mylił. Na jej wybuch nie trzeba było czekać dużo czasu.

- Kurde, Zabini, zamknij się z łaski swojej. Jeśli masz na myśli to, że niby lecimy na siebie z Malfoy'em to jesteś pojebany. Słyszysz? Mam ci to może przeliterować, żebyś w końcu zrozumiał czy co?! - krzyknęła, nie będąc w stanie zapanować już nad swoimi nerwami. Większej głupoty już chyba nikt nie mógł wymyślić. Że ona i ta frytka? Pff, dobre sobie!

- Ale...

- Nie! Nie i koniec tematu!

- Co tu się, do cholery, dzieje? Granger słychać już w połowie korytarza - powiedział blondyn, który po wejściu do dormitorium zatrzymał się przy drzwiach, opierając się o nie.

- Słuchaj, to nic takie... - zaczął Blaise, ale Hermiona mu przerwała.

- Ja ci to wytłumaczę, Malfoy. Na pewno będziesz niezwykle szczęśliwy z pomysłu swojego debilnego przyjaciela.

- Zabini? Co tym razem?

- Otóż nasz kochany Zabini wymyślił, że podobno to co jest między nami - skrzywiła się - to wcale nie jest nienawiść, a uwaga - zrobiła kilkusekundową przerwę, budując napięcie - niby na siebie lecimy.

- Że niby ja na ciebie? - zaczął się śmiać, wyobrażając sobie scenariusz, w którym niby to on miałby lecieć na jakąkolwiek Gryfonkę, w tym Granger. Jego niedoczekanie. - Nie ma mowy, nigdy bym na ciebie nie poleciał. Nie jesteś w moim typie. Co więcej, nie wydaje mi się żebyś była w typie kogokolwiek.

- Nie przejmuj się, Malfoy, ja też nigdy w życiu nie mogłabym się w tobie zakochać. Jesteś zbyt... oczywisty, narcystyczny, głupi, płytki...

- Nie słódź mi już tak, kochanie - parsknął. - Dobrze wiem, że w głębo twojego naiwnego, gryfońskiego serduszka ci się podobam, ale nigdy się do tego nie przyznasz.

- Gorzej ci, Malfoy? Upadłeś na głowę czy co?

Chłopak już otwierał usta, żeby coś odpowiedzieć, ale przerwał mu jego tak zwany przyjaciel, ale chyba tylko na papierze, bo jak przyjaciel to on się nigdy nie zachowywał.

- No widzicie to?! Przecież ich tak do siebie ciągnie! Nie czujecie tego napięcia?! - wykrzyknął Zabini, unosząc ręce wysoko w górę w geście zwycięstwa. Ciekawe tylko o jakie zwycięstwo u chodziło skoro ani Draco ani Hermiona nie czuli się jakby wygrali. Ewentualnie jakby przegrali na loterii, a ich karą była znajomość z kimś takim jak ten chłopak.

- Dobra, ja nie wiem jak ty, Granger, ale ja stąd wychodzę, bo zaraz nie wytrzymam i komuś przywalę. Idziesz ze mną? - zaproponował, sam nie wierząc w to, że te słowa w ogóle zdołały opuścić jego usta. Ale z dwojga złego wolał już jej towarzystwo.

- A niby gdzie miałabym z tobą iść? - parsknęła, nie widząc żadnych plusów w tej sytuacji. Jednak kiedy tylko spojrzała na uśmiechającego się w jej stronę Blaise'a, od razu zmieniła zdanie. - Wiesz co, chyba jednak pójdę.

- To dalej, nie mam całego dnia - warknął, wychodząc i nawet na nią nie czekając. Chyba nie myślała, że nagle stanie się miłym chłopcem? Co to to nie. Ich niedoczekanie.

***

- Co my tu robimy? - spytała, wchodząc do Pokoju Życzeń. Nie była jakoś specjalnie zaskoczona tym, że chłopak o nim wiedział. Ktoś taki jak on zapewne znał większość sekretnych miejsc Hogwartu.

Usiadła na wielkiej, zielonej kanapie, swój wzrok umieszczając w marmurowym kominku zajmującym połowę ściany znajdującej się naprzeciwko.

- Musimy pogadać - westchnął, niechętnie przenosząc na nią swój wzrok. Nie chciał na nią patrzeć, ponieważ nie było to coś co sprawiałoby mu przyjemność. Może i nie była już taka brzydka jak kiedyś, wyrobiła się, jej włosy nie przypominały już siana tak jak kiedyś, a piersi... cóż, ich kształt oraz rozmiar były wręcz idealne, ale to wciąż była Granger, na którą nie mógłby patrzeć w ten sposób. Nie i koniec. - To, co robi Blaise, jest żałosne, ale obydwoje dobrze go znamy - skrzywił się - i chyba nie jesteś na tyle głupia, żeby mieć nadzieje, że przestanie po kilku dniach.

- O czym ty...?

- Będzie próbował nas zeswatać - przerwał jej. - Dlatego to my musimy go wykiwać.

- Niby jak?

- To chyba jasne. Musimy zacząć się spotykać - zaśmiał się ironicznie. - Dla mnie to też nie będzie przyjemne, w dodatku zniszczy mi reputacje, ale mus to mus.

- Jaki niby mus, Malfoy? Ciebie już do reszty pojebało, a ja nie mam zamiaru brać w tym udziału - warknęła, podnosząc się z miejsca z zamiarem wyjścia. Jednak powstrzymała ją przed tym dłoń chłopaka zaciśnięta na jej nadgarstku. - Puść mnie - syknęła, próbując mu się wyrwać.

- Nie puszczę cię dopóki się nie dogadamy - warknął. - Naprawdę nie mam ochoty się z tobą użerać, ale nie mamy wyjścia. Im prędzej pomyślą, że wygrali, tym szybciej będziemy mogli to zakończyć. No i przy okazji dokopiesz swoim Gryfonom. Czy nie tego chcesz?

Westchnęła, zastanawiając się nad jego słowami. W pewnym sensie miał rację. Z jednej strony będziemy mieć spokój od tej bandy idiotów, którzy myślą, że cokolwiek mogłoby kiedyś między nami być, z drugiej dokopałaby Ronowi i Harry'emu.

- Przecież zorientują się, że coś jest nie tak. Jeszcze dzisiaj się nienawidzimy, a już powiedzmy od jutra mielibyśmy zgrywać wielce zakochanych? To nie ma sensu, Malfoy.

- Powiemy, że uświadomiliśmy sobie co tak naprawdę czujemy.

- Czemu ci tak na tym zależy, co? To jakiś kolejny podstęp? Bo jeśli tak to obiecuję ci, że...

- Wyluzuj, Granger. Po prostu chcę już mieć spokój. A poza tym jeszcze bardziej niż ciebie nienawidzę Potter'a i tego całego Weasley'a, więc wiesz. Całkiem łatwy i skuteczny sposób, żeby im dokopać.

- To się nie uda. Im na mnie nie zależy - westchnęła, kiedy wszystkie złe wspomnienia zaczęły napływać jej do głowy.

- On cię kocha, głupia - parsknął, lecz, kiedy nie usłyszał odpowiedzi, dodał: - Weasley.

- Nie - zaśmiała się smutno, patrząc na swoje dłonie. - On mnie nienawidzi.

- Gdyby tak było to by się nie przejął Zabin'im, ale nieważne. Od jutra jesteśmy oficjalnie parą. Spotkamy się przed śniadaniem przy Wielkiej Sali i wejdziemy razem. A i siedzisz z nami, bo ja na pewno nie usiądę z Gryfonami. Do zobaczenia jutro, Granger.

- Taa, do jutra, Malfoy - odpowiedziała, patrząc jak wstaje, idzie w kierunku wyjścia i odchodzi.

To będzie ciekawy czas, oj bardzo ciekawy czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz