20.04.2020

Rozdział pierwszy


- Że co, kurwa, zrobiłaś? - Zdenerwowany głos Ron'a mówił sam za siebie. Ani trochę nie był zadowolony z tego, co właśnie ode mnie usłyszał. Ale, jeśli mam być szczera, nie byłam tym jakoś specjalnie zaskoczona. Odkąd tylko pamiętam zawsze był gwałtowny i porywczy.
- Posłuchaj mnie, Ron. Już od dawna nie było między nami za dobrze i... - próbowałam wytłumaczyć mu, jakie uczucia towarzyszyły mi zarówno teraz, ale także w naszym związku, jednak bezskutecznie. Wiedziałam, że była to moja wina, do czego zresztą się przed nim przyznałam, ale on mimo to mi tego nie ułatwiał. Mógł być na mnie zły, ale to nie dawało mu prawa do traktowania mnie w ten sposób. Jednak on o to nie dbał.
- Jesteś zwykłą szmatą, Hermiono - warknął, a w moich oczach mimowolnie pojawiły się łzy. - Nie układało nam się, to prawda, ale ty, zamiast ze mną o tym porozmawiać, wolałaś pieprzyć się z wrogiem. Kto by pomyślał, że kiedyś łączyło nas coś więcej. - Wiedziałam, że miał rację. Wiedziałam, a mimo to jego słowa tak cholernie bolały.
- Przepraszam... ja... chciałam tylko... to stało się tylko raz, ale... musiałam ci powiedzieć... nie mogłam....
- Mogłaś zatrzymać to dla siebie - warknął, a mi przez myśl przeszło, że to jest właśnie to, co on by zrobił. Wolałby skłamać, żeby tylko nie wyjść na dupka. Ale ja taka nie byłam. Byłam zbyt uczciwa i prawa i właśnie przyszło mi za to zapłacić.

***

 Po całej tej rozmowie z Ron'em zaszyłam się w jednej z kabin znajdującej się w łazience Jęczącej Marty, próbując jakoś się uspokoić. Chociaż nie za bardzo mi to wychodziło. Wytarłam policzki, które całe były mokre od łez, których nie potrafiłam już kontrolować. Tak bardzo zjebałam. Przez cały ten czas przed oczami miałam ten zawiedziony, ale jednocześnie wkurwiony wyraz twarzy chłopaka. To nie wróżyło nic dobrego i w głębi serca wiedziałam już, że będzie próbował mścić się na mnie w każdy możliwy sposób. Zamarłam, słysząc, jak ktoś wchodzi do środka. Po głosach poznałam, że było to dwóch chłopaków.
- Czekaj, ktoś tu jest. - Nie musiałam długo czekać, aby drzwi kabiny, w której się znajdowałam otworzyły się, z hukiem uderzając o ścianę, a moim oczom ukazała się ta znienawidzona przeze mnie blond czupryna. Naprawdę miałam aż tak wielkiego pecha? - Co ty tu robisz, Granger? Jego spojrzenie było pełne pogardy, więc, nie mając już dzisiaj na to siły, odwróciłam wzrok. Byłam wykończona zarówno psychicznie jak i fizycznie i nie miałam już siły znosić pogardliwych żarcików Malfoy'a, które miały udowodnić mi, jaką to podłą, do niczego się nienadającą, bezwartościową osobą jestem. Sama doskonale byłam już tego świadoma.
- Hej, Teo, chodź tu - powiedział gdzieś w dal, a zaraz po chwili obok niego pojawił się wysoki brunet. - Chyba coś się stało - blondyn westchnął, odchodząc, o czym utwierdziło mnie głośne trzaśnięcie drzwiami. Nie powiem, byłam w szoku, że odpuścił sobie chamskie komentarze, ale w tej chwili było mi to bardzo na rękę.
- T-teo? - chciałam powiedzieć coś więcej, ale mój ochrypnięty od płaczu głos najzwyczajniej w świecie mi na to nie pozwalał.
- Ej ej, mała, co się stało? - spytał, obejmując mnie delikatnie ramieniem. Chyba nie chciał mnie wystraszyć. Jego spojrzenie... było takie ciepłe i w niczym nie przypominało tego, którym obdarzył mnie mój był były już chłopak.
- Ron... - wyszeptałam tylko.
- Co zrobił?
- Ja... powiedziałam mu, a on... nazwał mnie... szmatą... i...
- No chyba, kurwa, nie! - Zerwał się, niemal biegiem wybiegając z toalety, a ja ponownie zaniosłam się płaczem.

***

 W Wielkiej Sali już od jakieś pół godziny trwało śniadanie, a ja siedziałam tam zupełnie sama, mieszając łyżeczką w owsiance i próbując wmusić w siebie cokolwiek. W mojej głowie kłębiła się myśl, czy już zawsze będzie to tak wyglądać. Nie było dla mnie jakimś dużym zaskoczeniem to, że Ginny odwróciła się ode mnie, stając po stronie swojego brata. W końcu byli rodziną. Jednak Harry... to coś zupełnie innego. Przyjaźniliśmy się przez tyle lat, a kiedy spytałam go jak to teraz będzie między nami, milczał. Nie musiał nic mówić. Jego spojrzenie było wystarczająco wymowne. Pomagałam mu, byłam przy nim przez te wszystkie lata, kiedy tego potrzebował, a on... tak po prostu mnie zostawił. Cholernie się na nim zawiodłam. Ale mimo wszystko nie byłam zupełnie sama. Miałam Nott'a i choć zabrzmi to dziwnie to zaprzyjaźniłam się z nim po wojnie i teraz byliśmy całkiem blisko. Wszystko zaczęło się podczas odbudowy Hogwartu, kiedy to McGonagall przydzieliła nam wspólne zadanie i jakoś od słowa do słowa zaczęliśmy się dogadywać. Minusem tej znajomości byli jego kumple. Jeśli chciałam spędzać z nim czas, musiałam jakoś z nimi wytrzymać. Malfoy jak to Malfoy nie jest zbyt miłym człowiekiem, ale jakoś dawał radę. No... przynajmniej próbował. Nie chcieliśmy, żeby Teodor czuł się podzielony między nas, więc staraliśmy się chociaż jako tako dogadać. Ale muszę przyznać, że nie zawsze nam to wychodziło. Nie da się tak po prostu w jednej chwili zakopać tylu lat nienawiści, żalu i cierpienia. To niemożliwe.
Teodor, kiedy dowiedział się, jak zostałam potraktowana przez Weasley'a, pierwsze co zrobił to... zaatakował go. Dzięki temu Ronald ma całe podbite oko. On jak to on oczywiście próbował się bronić, ale na szczęście jedyne, co udało mu się zdziałać, to rozcięta warga i łuk brwiowy Teodor'a. Byłam w niemałym szoku, kiedy dowiedziałam się, że Malfoy także brał w tym udział, ale jego wytłumaczenie było takie oczywiste: ,,Musiałem pilnować tego idioty, kiedy beznadziejnie postanowił bronić twojego dobrego imienia, które i tak jest chujowe, więc nie rozumiem po co, ale no dobra, nieważne. No i chciałem przywalić temu rudemu śmieciowi, to chyba jasne. Poza tym, muszę przyznać, Granger, beznadziejny masz gust do facetów."

***

Trwała właśnie lekcja Eliksirów, której nauczycielem był Severus Snape. Podczas wojny w ostatniej chwili udało mu się uratować życie. Snape, jak to Snape, przechadzał się między ławkami wychowanków domu lwa, mrucząc przeróżne przekleństwa pod nosem. Jednak widząc niebezpiecznie bulgoczący kociołek Neville'a i czując ten nieprzyjemny zapach, warknął:
- Jakim cudem jesteście takimi debilami, co? Jak przeżyliście wojnę, skoro prostego Eliksiru Słodkiego Snu nie umiecie uważyć? Szlaban, Longbotton. - Nie licząc cichego śmiechu Ślizgonów, w sali panowała cisza. Nikt nie był na tyle odważny, by się odezwać. Wszyscy bali się Mistrza Eliksirów. Dlatego właśnie słowa Ron'a wydawały się być tak przerażająco głośne.
- Patrz jaka z niej szmata, Harry. Nie dosyć, że się z nimi pieprzy to jeszcze się z tym nie kryje i siedzi tam z nimi, jak gdyby nigdy nic. - Zamarłam, nie mogąc uwierzyć w to, co robił. Jasne, rozumiałam, że był na mnie wściekły, ale bez przesady. Spojrzałam na Harry'ego, który słuchał tego, kiwając tylko co jakiś czas głową w potwierdzeniu jego słów. Czułam, że jeszcze chwila, a znowu się rozpłaczę. A naprawdę nie chciałam robić tego w miejscu pełnym Ślizgonów i w obecności swoich byłych przyjaciół.
- Zamknij pysk, Weasley - na twarzy Malfoy'a pojawił się ten jego wszystkim dobrze znany cwany uśmiech, który pojawiał się za każdym razem, kiedy z nimi rozmawiał. - Gdybyś nie był taką ciotą, Granger nadal byłaby twoją dziewczyną i, co najważniejsze, nie musiałaby szukać pocieszenia u mojego przyjaciela. Jakie to uczucie, kiedy jedyna normalna dziewczyna gotowa z tobą być odeszła? Teraz pewnie skończysz z Brown, bo tylko ona jest na tyle zdesperowana, żeby...
- Spokój - przerwał mu niechętnie nauczyciel wiedząc, że ten dopiero się rozkręca. Z miłą chęcią by tego posłuchał, ale musiał jakoś zareagować. Mimo wszystko z uśmiechem pełnym satysfakcji patrzył na całą już czerwoną ze złości twarz Gryfona. - Minus 50 punktów, Weasley.
- Znowu? Za co niby? Przecież nic nie zrobiłem!
- Za nieodpowiednie wyrażanie się podczas mojej lekcji i brak szacunku do kobiet. - Zaśmiałam się w duchu.Snape mnie nie lubił, ale dzięki mnie mógł odjąć nam punkty. Nienawidził wszystkich Gryfonów, ale za to kochał się nad nami znęcać. A ja musiałam przyznać, że jeśli chodzi o Malfoy'a, nie lubiliśmy się, ale mi pomógł. Nieświadomie co prawda, bo wątpię, żeby robił to z myślą o mnie. Nienawidził Harry'ego i Ron'a bardziej niż mnie, a dziś po prostu nadarzyła się okazja, żeby im dokopać.
Ale dzięki temu nie musiałam nic robić, a mimo to wyszłam z tego z twarzą.
Może jednak nie jest taki zły.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawie się zaczyna
    Jestem zdziwiona, że Harry tak latwo wypiął się na Hermionę, ale to tylko ułatwi zbratanie się ze Ślizgonami hah
    Lecę czytać dalej 😆

    OdpowiedzUsuń