5.04.2023

Rozdział dwudziesty pierwszy

Hermiona weszła do Pokoju Wspólnego swojego domu i zamarła. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Nie odezwała się ani słowem do uczniów, którzy patrzyli prosto na nią, nie mogąc powstrzymać się od drwiących uśmiechów. Wiedziała, że śmiali się z niej, ale nie wiedziała dlaczego. Jednak, kiedy tylko spojrzała na Ginny trzymającą plik kartek w ręce śmiejąc się przy tym głośno, podeszła bliżej, wyrwała jej to, co trzymała i po raz kolejny tego dnia doznała szoku. Nie spodziewała się, że ludzie, z którymi się kiedyś przyjaźniła, mogli być w stanie posunąć się aż tak daleko. 

Rzeczami, które Weasley trzymała w dłoniach, w rzeczywistości okazały się być zdjęciami Hermiony, które zostały zrobione w zeszłe wakacje przez samą Ginny. Jedyna, lecz bardzo rzucająca się dziewczynie różnica polegała na tym, że nie przedstawiały one brunetki w stroju kompielowym, a wręcz przeciwnie - zupełnie nago. 

W oczach dziewczyny po raz kolejny pojawiły się łzy, których nie była już w stanie powstrzymywać. Ten dzień był dla niej zbyt ciężki. 

Nic nie mówiąc, wyszła z Pokoju, trzymając te obrzydliwe zdjęcia i udała się w kierunku pokoju Życzeń. Miała nadzieje, że chociaż tam będzie miała chwilę spokoju, gdzie mogłaby pobyć sama ze sobą. W tamtej chwili potrzebowała tego jak niczego innego. Jednak los szykował dla niej kolejną niespodziankę, której nie uważała za nic dobrego czy przyjemnego. 

W połowie drogi zaczęła biec, by jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Wzrok już dawno jej się rozmazał przez łzy, których stopniowo pojawiało się coraz więcej. Kiedy była już prawie u celu, poczuła jak na kogoś wpada. Minęło dobre kilkanaście sekund, zanim zorientowała się, kto przed nią stoi. 

- Co się znowu stało? 

- Nic, Teo. Wszystko w porządku - skłamała, mając nadzieje, że to wystarczy. Jednak w głębi serca wiedziała, że tak się nie stanie. Znała go nie od dzisiaj. On też ją znał. I doskonale wiedział, kiedy kłamała. 

- Nie okłamuj mnie, Hermiono - westchnął zrezygnowany. Miał już tego wszystkiego dosyć. Tej dziewczynie ciągle przydarzało się coś niedobrego, a ona ani trochę na to nie zasługiwała. Była jedną z najlepszych osób, jakie znał i nie mógł patrzeć na jej cierpienie, które raniło jego serce. - Co to jest? - spytał, kiedy zauważył, co trzyma w dłoniach. Wyrwał jej plik kartek i wciągnął głęboko powietrze, próbując się uspokoić i nie pokazać po sobie jak bardzo go to zdenerwowało. - Chodź ze mną - powiedział, chwytając ją za rękę i ciągnąc w tylko sobie znanym kierunku. 

Minęło może z pięć minut, kiedy dziewczyna zorientowała się, gdzie idą. 

- Nie, Teo - zatrzymała się na środku korytarza. - Nie mogę tam z tobą iść. 

- Znowu pokłóciłaś się z Malfoy'em? - spytał retorycznie, wiedząc już, jaką odpowiedź usłyszy. - Daj spokój. Sama widzisz, że to nie jest teraz najważniejsze. 

Gryfonka pokiwała mu tylko głową w odpowiedzi, mimo wszystko przyznając mu rację. Jakie znaczenie miała w tym wszystkim jej głupia kłótnia z chłopakiem, skoro teraz cały Gryffindor, o ile nie reszta szkoły, widział jej nagie zdjęcia? Bez znaczenia był tutaj fakt, że ciało, które widać na tych zdjęciach, nie było jej. Przecież i tak nikt by jej nie uwierzył, że fotografie te zostały najzwyczajniej w świecie przerobione. Może teraz w końcu Malfoy ją sobie odpuści. 

Spuściła głowę, kiedy weszli do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, bojąc się spojrzeć komukolwiek w oczy. Już nie płakała, ale nadal było widać w jakim stanie była. 

- Boże, Hermiona, co się stało?

Rozpoznała głos Pansy, więc podniosła wzrok. Tuż przed nią stała dziewczyna, a zaraz obok niej Blaise i Draco. Blondyn posłał jej tylko krótkie spojrzenie, po czym ponownie przybrał na twarz swoją stałą maskę obojętności. Wiedziała, że prędzej czy później wrócą do tego stanu rzeczy, ale w głębi serca nie spodziewała, że stanie się to tak szybko. Właściwie to nie tyle co się nie spodziewała, a raczej miała nadzieję, że może postanowi o nią zawalczyć. Ale czego mogła od niego oczekiwać, skoro sama go odrzuciła? No właśnie, nie miała do tego żadnego prawa. 

Kiedy nie odpowiedziała na pytanie dziewczyny, Teodor posłał Gryfonce krótkie spojrzenie pełne współczucia, po czym podał koleżance z domu plik zdjęć. Brunetce było okropnie wstyd. Najchętniej zapadłaby się pod ziemie, ale miała świadomość tego, że nie było nawet takiej możliwości. 

- Weasley? - spytał tylko Malfoy. Teo zrezygnowany kiwnął głową. Mimo że te słowa nie zostały wcześniej wypowiedziane, każdy doskonale wiedział kto za tym stoi. Blondyn, nie odzywając się już ani słowem, opuścił Pokój i wręcz biegiem udał się w kierunku wieży Gryfonów. Nie zamierzał tak tego zostawiać. Na jego twarzy już nie było tej zimnej obojętności. Zastąpiło ją coś znacznie gorszego. Gdyby ktoś go teraz spotkał, zobaczyłby jedynie chęć mordu, która była tak oczywista, że nie sposób pomylić ją z czymś innym. 

Kiedy w końcu dotarł pod portret Grubej Damy, jego podirytowanie znacznie pogłębił fakt, że kobieta nie chciała wpuścić go do środka. Nie przejmując się tym zbytnio, rzucił na nią zaklęcie, którego bez wątpienia nie powinien był używać, ale w tej chwili go to nie obchodziło. Jednak na coś przydało mu się szkolenie, które odbył podczas całej tej przygody z Kręgiem Śmierciożerców. 

Wbiegł do środka, a jego oczom od razu ukazało się całe Święte Trio, na czele z Weasley'em. W jednej chwili doskoczył do nich, a jego pięść znalazła się na tej parszywej mordzie rudzielca. Ron, leżąc na podłodze, spojrzał na niego ze złością, o czym, świadczyć mogła chociażby cała czerwona już twarz. Zresztą nie był jedyny. Harry już szedł w kierunku Ślizgona, ale ten tylko go odepchnął, nie poświęcając mu więcej uwagi. Cały czas przyglądał się Ron'owi, którego nienawidził najbardziej z całej tej trójki. 

- Pożałujesz tego, Malfoy - powiedział, plując krwią, kiedy zaczął podnosić się z podłogi. 

- Posłuchaj mnie, ty rudy śmieciu - warknął blondyn. -  Nie interesuje mnie, co siedzi w tym twoim żałosnym łbie. Jesteś zraniony, wkurwiony, zazdrosny czy coś jeszcze, ale zwisa mi to. To, co zrobiliście teraz, było poniżej jakiejkolwiek godności. Ty jej nie masz, to jasne, że jesteś jednym wielkim gównem, ale ci dwaj - wskazał na Potter'a i Ginny - myślałem, że są trochę mądrzejsi i docenią to wszystko, co Granger robiła dla was przez lata. Gdyby nie ona to pewnie leżelibyście już kilka stóp pod ziemią, a Voldemort rządziłby tym światem. I może tak byłoby lepiej - parsknął bez cienia humoru. - Pewnie już zdążyliście zapomnieć, ale byłem całkiem blisko Czarnego Pana i zdążył nauczyć mnie wielu rzeczy, z których nie jestem dumny. Ale, jeśli będzie trzeba, wykorzystam to i gówno będzie mnie obchodziło, że niby zawdzięczam Potter'owi życie. Więc przestańcie się, kurwa, nad nią znęcać albo inaczej sobie pogadamy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz