4.01.2021

Rozdział dwunasty

 - Jesteś pewna, że chcesz tam iść?


Westchnęła, z politowaniem patrząc na swojego przyjaciela. Wiedziała, że chciał dobrze, zresztą jak zawsze, ale takie gadanie wszystko jej tylko utrudniało. Prawda była taka, że, mimo iż nie zrobiła nic złego, dostała szlaban i teraz grzecznie musiała iść go odpracować.


- Daj spokój, Zabini i mnie już nie denerwuj. Może i masz się za nie wiadomo jakiego ważniaka, ale prawda jest taka, że nawet ty nie jesteś w stanie skłonić Snape'a do zmiany decyzji.


Chłopak w odpowiedzi wywrócił jedynie oczami, a już po chwili spojrzał na nią z niebezpiecznie iskrzącymi się ognikami w oczach, które nie mogły znaczyć nic dobrego.


- Nie wiem, co właśnie wpadło ci do tego pustego łba, ale od razu mogę ci powiedzieć, że się nie zgadzam. Cokolwiek wymyśliłeś, ja w to nie wchodzę.


- Ale daj spokój, Hermiono, przecież nie chcę zrobić nic złego. Po prostu trochę ci pomogę. Nie chcesz chyba powiedzieć, że...


- Dość - warknęła. - Naprawdę nie mam ochoty tego słuchać. Mam dość. Pójdę na ten szlaban, odbędę go i będę miała spokój.


Ślizgon westchnął, zupełnie nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Przecież chciał jej tylko pomóc, nic więcej. I może w jakiś sposób też wynagrodzić to, co jej zrobił. Bo prawda była taka, że, gdyby nie on, przyjaciele by się od niej nie odwrócili i wszystko byłoby w jak najlepszym porządku.


- Dobra, idź na ten szlaban, ale staraj się zbytnio z nim nie rozmawiać, jasne? Weasley to Weasley, niewiadomo co...


- Umiem o siebie zadbać, Zabini, nie musisz się o mnie martwić. Wiem, że pewnie jest ci głupio z powodu tego, co się stało i dlatego tak się teraz zachowujesz, ale naprawdę nie ma potrzeby - uśmiechnęła się. Bardzo doceniała jego starania, które sprawiały, że robiło jej się naprawdę miło, ale czasami przesadzał. Nie miała już do niego żalu. Stało się. Trudno. Ale ludzie się zmieniają. Nawet Ślizgoni. I ona sama dziwiła się, że tak łatwo przyszło jej mu wybaczyć, ale prawda była taka, że też nie była bez winy. Nie mogła obwiniać go za wszystko to, co działo się po wyznaniu prawdy Ronowi. Była za to tak samo odpowiedzialna i teraz przyszło jej ponieść za to konsekwencje. Może i odrobine nazbyt wysokie, ale tak już musiało być. Uśmiechnęła się, myśląc, że to właśnie jest postawa godna Gryfonki. Żadnego chowania głowy w piasek, a stawienie czoła źródłu problemu. Tak jak zrobiłaby to kiedyś. Tak jest, wraca dawna Hermiona Granger. Raz na zawsze. Tyle, że teraz nie ma już u boku swoich gryfińskich przyjaciół. Wszystko się zmieniło, a ona, zamiast z nimi, teraz czas spędza z nowymi, ślizgońskimi znajomymi. Może nawet przyjaciółmi? Kto wie, część z nich na pewno zasłużyła już na to miano. Ale nie wszyscy. Mimo wszystko Malfoy wciąż pozostawał tylko zadufanym w sobie arystokratą, który nie widział nic poza czubkiem własnego nosa. I może i kilka razy stawił się w jej obronie, ale... tak po prostu wypadało. Nie zrobiłby tego, gdyby miał wybór. Na pewno nie.


- O czym tak myślisz, Granger?


- Co? - spytała głupio, wyrywając się z własnych myśli. Było jej głupio, że pogrążyła się w nich tak bardzo, że nie słyszała nawet słów chłopaka. A mówił coś do niej na pewno. I to dużo. A ona nie słyszała ani słowa. - Co mówiłeś? Zamyśliłam się.


- O tak, to na pewno - zaśmiał się w ten typowy Ślizgonom sposób. - Ciekawy jestem tylko, co pochłonęło cię tak bardzo, że postanowiłaś mnie ignorować, panno Granger.


- Ja myślałam o... zresztą nieważne. Muszę lecieć do Snape'a, jeśli nie chcę się spóźnić. Cholera! Jestem spóźniona. To wszystko twoja wina, Zabini!


- Tak, tak, idź i udawaj, że wcale nie myślałaś o swoim nowym chłopaku! - zaśmiał się, zanim w pośpiechu zniknęła za zakrętem.


Nie odpowiedziała. Nie odpowiedziała, a to musiało oznaczać, że miał racje. Nie odpowiedziała, bo nie wiedziała jak. Bo nie mogła. Czyli jej myśli pochłonął Draco. Znowu. Na twarzy mulata błysnął zadowolony uśmiech, kiedy uświadomił sobie, że miał racje. Może i bardzo często żartował sobie z przyjaciół, ale nie można było mieć wątpliwości co do tego, że tą dwójkę do siebie ciągnęło. A jego cholernie to cieszyło, bo chciał ich szczęścia. Kto jak kto, ale oni zdecydowanie na to zasługiwali. Po tym wszystkim, co się wydarzyło. Kurewsko na to zasługiwali.


***


Stojąc przed gabinetem Snape'a i widząc, że szlaban, oprócz niej i Rona, dostało jeszcze co najmniej dziesięć osób, wcale nie była zdziwiona. Snape, jak to miał w zwyczaju, uwielbiał wlepiać swoim uczniom kary przy każdej możliwej nadarzającej się okazji. Inaczej nie byłby sobą. Powód nigdy nie miał dla niego najmniejszego znaczenia, a najważniejszy było to, by jakkolwiek uprzykrzyć im życie. Taki był już jego charakter i nie zapowiadało się, aby cokolwiek w tej kwestii ulec miało zmianie.


Nie zdziwił ją też fakt, że w tłumie ,,ofiar" profesora znalazł się Harry.


Gdzie Harry tam też Ron. Najwyraźniej działa to w obie strony. Chyba jeszcze nigdy, odkąd ich znała, a było to już cholernie dużo czasu, nie zdarzyło się, aby którykolwiek z nich odbywał swój szlaban w pojedynkę. Nie wiedziała czy robili to celowo czy też nie, ale, jak to się mówi, razem raźniej. Jednak duże znaczenie mógł mieć tu także fakt, że, kto jak kto, ale Harry nie był specjalnie lubiany przez Mistrza Eliksirów, co za tym idzie, otrzymanie od niego szlabanu nie było szczególnie trudne.


- Włazić do środka! Byle szybko, bo nie mam ochoty marnować na was całego wieczoru, głąby.


Jako pierwsza minęła postać mężczyzny, stając w najciemniejszym kącie jego gabinetu, by nie rzucać się zbytnio w oczy. Chciała po prostu odbyć szlaban i jak najszybciej wrócić do swojego dormitorium. Chociaż w sumie, mając przed oczami wizję siedzenia w jednym tak małym pomieszczeniu z młodszą siostrą swojego byłego, już chyba wolała towarzystwo Snape.


Boże, nie wierzę, że Snape jest dla mnie lepszą opcją To się po prostu nie dzieje. Nie i koniec tematu.


- Nie mam dzisiaj czasu, żeby się z wami użerać, więc podzielę was na dwie grupy. Wasza piątka - wskazał na grupkę trzech rozchichotanych dziewcząt i dwóch całkiem przystojnych chłopców z siódmego roku, których Hermiona kompletnie nie kojarzyła - uważy Eliksir Słodkiego Snu. Mam nadzieję, że nie wykracza to poza wasze i tak już wątłe kompetencje - warknął. - A wy zajmiecie się porządkowaniem dokumentów. Chyba nie wybrałem zbyt dla ciebie trudnego zadania, co, Potter?


- Myślę, że... - zaczął mówić, ale nie dane było mu dokończyć.


- Ja za to myślę, że ty wcale nie myślisz, Potter - syknął Mistrz Eliksirów. - Dlatego błagam cię na Salazara zrób nam wszystkim tu obecnym przysługę i chociaż dzisiaj się zamknij. Czy to jasne? Nie mam najmniejszej ochoty słyszeć od ciebie ani słowa. Jesteś w stanie to zrobić czy to wykracza poza twoje kompetencje? 


Hermiona, słysząc słowa profesora, ledwo zdołała powstrzymać się od śmiechu. Co jak co, ale dogadać to umiał on jak mało kto. 


- Tak jest, profesorze - odwarknął. Nienawiść, jaką żywił do niego nauczyciel, jak widać, nie była jednostronna. I chociaż wiele osób spodziewało, że ich relacje zmienią się po wojnie, tak się nie stało. Bez znaczenia był tu dla nich fakt, jak bardzo sobie wtedy pomogli. Nie sprawiło to, że wszystkie te lata nagle magicznie zniknęły. 


- Wracając do tematu - kontynuował, ignorując Gryfona - waszym zadaniem będzie zrobienie porządku z tymi właśnie dokumentami - ręką wskazał na całkiem pokaźne trzy stosy papierów, które, jak przypuszczała, były niczym innym jak esejami. Ich esejami. 


Na Merlina, dlaczego nie mógł przydzielić mnie do tej drugiej grupy? Nie dosyć, że nie musiałaby rozmawiać wtedy ani z Harry'm ani z Ronem, to odprężyłaby się, przyrządzając jeden z najprostszych eliksirów. A teraz będzie musiała znosić ich towarzystwo, a do tego wszystkiego bawić się w sekretarkę Snape'a! Już chyba lepiej by było, jakby pozwoliła Zabini'emu wcielić swój cudowny plan w życie. Mimo że nawet nie wiedziała, co wymyślił. O Godryku, co ja mówię! Przecież Zabini to wciąż tylko Zabini! Co za tym idzie, nie mógł wymyśleć niczego mądrego. No cóż, nieważne. Tak czy siak jest teraz na szlabanie u Snape'a, w dodatku w jednej grupie ze swoimi dawnymi przyjaciółmi i musi to jakoś wytrzymać. Nie ma innej opcji. Ale da radę. Jak zawsze. I nie pokaże swojej słabości. Nikomu. Już nigdy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz