Było już dawno po ciszy nocnej, kiedy szedł - a raczej biegł - korytarzem w kierunku Wieży Gryffindoru. Gdyby powiedzieć, że był zdenerwowany, to tak jakby w ogóle nie nazwać tego, co czuł w tamtej chwili.
Dawno nie odczuwał tak wielkiego wkurwienia. Co więcej, chciał zemsty. Ale nie mógł czekać. Wiedział też, że musi porozmawiać z Granger, ale na ten moment nie mógł się na to zdobyć.
Najpierw Weasley, potem dziewczyna.
Maskę, którą zakładał na co dzień, zastąpiła czysta złość. Na Merlina, on też nie był idealny, wielokrotnie poniżał ją przez te lata, za co pluł sobie teraz w twarz, ale nigdy nie podniósł na nią ręki - nawet wtedy, gdy jeszcze jej nienawidził, a ona złamała mu nos. Był świnią, to prawda, ale miał szacunek do kobiet. Nawet do szlam. A ten rudy śmieć podniósł rękę na kogoś, kogo on, Draco Malfoy, darzył uczuciem. Na kogoś, kto w tamtym czasie przyjaźnił się z jego przyjacielem. Na kogoś, kto należał do niego. I bez wątpienia zasługiwał na wszystko, co najgorsze - Weasley oczywiście. Blondyn mógłby założyć się o to, że cała reszta jej rzekomych przyjaciół o tym wiedziała, na czele z tą rudą szmatą, Ginny.
Przeklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że nie zna hasła. Znowu. Zaczął walić w portret Grubej Damy, na co ta zaczęła się na niego wydzierać, ale nie zwracał na to uwagi. Miał to gdzieś.
Przez dłuższą chwilę nikt mu nie otwierał. Był coraz bardziej zirytowany, co odznaczało się piętnem na jego twarzy. Napędzała go złość - na tego, pożal się Salazarowi, typa i na siebie za to jak ją potraktował. Miał tylko nadzieję, że, kiedy już się rozprawi z Ron'em, może ten czyn w jakikolwiek sposób zrekompensuje dziewczynie jego dzisiejsze zachowanie. Nie chciał jej przepraszać. Nie było to ani trochę w jego stylu. A on nie zamierzał się dla niej zmieniać w potulnego chłopczyka o złotym sercu. Kochał ją, to prawda, ale, kurwa, bez przesady.
- Co ty tu robisz, Malfoy?
No tak, któżby inny. Tak samo jak blondyn nienawidził wszystkich Gryfonów, tak w tej chwili liczyło się dla niego tylko to, by jak najszybciej, bez niepotrzebnych dyskusji dostać się do środka, do tego pieprzonego idioty, który był na tyle głupi, że ośmielił się tknąć jego Granger.
- Po prostu mnie wpuść, Potter - warknął. - Wpuść mnie albo nie ręczę za siebie. I, kurwa, nie żartuję. Nie zależy mi na kłótni z tobą. I, chociaż tak bardzo mnie wkurwiasz, twój pierdolony, żałosny, pożal się Merlinowi, przyjaciel pożałuje tego, co zrobił - warknął, czując, że jeszcze chwila, a wszystkie zęby popękają mu od siły, z jaką zaciskał szczękę.
Gryfon ani trochę nie przejął się jego słowami. Wiedział, że Ślizgon nienawidził wszystkich Gryfonów, na czele z nim i Ron'em. Dodatkowo jego uczucia wzmocniły się od czasu jak zaczął spotykać się z Hermioną. Swoją drogą nadal nie mógł uwierzyć w ten ich dziwaczny związek, ale starał się o tym nie myśleć. Wydawało mu się, że zna Hermionę, ale, jak widać, mylił się, skoro ta z taką łatwością oddała się blondynowi.
- Nie wpuszczę cię, Malfoy, i dobrze o tym wiesz - powiedział ostro. - Poza tym Ron'a i tak tu nie ma - parsknął.
- A gdzie jest?
- Chyba nie myślisz, że ci powiem?
- Jeszcze chwila, Potter, a...
- I co mi zrobisz, co? Rzucisz we mnie Avadą? Impreium? A może Crucio? Dobrze wiesz, że wylądujesz za to w Azkabanie razem ze swoim tchórzliwym oj...
- Oh, daj spokój - warknął blondyn. - W dupie mam to, co masz mi do powiedzenia, Potter. Poza tym, w przeciwieństwie do ciebie, znam o wiele ciekawsze i bardziej... hmm... wyzwalające zaklęcia niż ty.
Harry chciał już mu odpowiedzieć, pokazać, co tak naprawdę o tym myśli, ale w tym momencie usłyszeli śmiech dobiegający z drugiego końca korytarza.
- A widziałeś jej minę? Na Merlina, Ron, to było bezbłędne!
- No! I jak błagała, żeby przestał!
Rozpoznanie, do kogo należą te dwa głosy, nie zajęło blondynowi więcej niż kilka sekund. Od razu ruszył w ich stronę.
- Weasley!
- Malfoy!
Oboje patrzyli na siebie ze złością. Draco miał ku temu osobiste powody – dowiedział się jak bardzo ten rudy śmieć, jak miał w zwyczaju go nazywać, skrzywdził dziewczynę. Jego dziewczynę. Za to Ron nie potrzebował żadnych dodatkowych pobudek. Nienawidził Malfoy'a tak dla zasady. Poza tym miał coś, czego on chciał. Granger. Co z tego, że zerwali? Może i tak. Ale dla niego to nie miało najmniejszego znaczenia.
- O co ci chodzi, co? – spytał Gryfon wojowniczo, widząc, że Ślizgon nie ma zamiaru się odezwać. Patrzył tylko na niego z taką miną jakby zamierzał wysłać go na drugą stronę. I to w tej chwili. – Jeśli zaraz znowu zaczniesz pieprzyć coś o tej swojej szlamie to weź sobie w końcu odpuść, Malfoy.
W Draco aż zagotowało się z negatywnych emocji – złość, wkurwienie, złość i tak na zmianę. To, jak zachowywał się ten typ, było dla niego poniżej wszelkich oczekiwań. Zero szacunku czy choćby odrobiny dobrego wychowania. Ale nie spodziewał się tego. Nie po kimś takim jak on.
- Posłuchaj mnie, ty bezwartościowy śmieciu – warknął, patrząc mu ze złością w oczy. – Granger jest moja, a ja bronię tego, co należy do mnie. I nie wstydzę się tego powiedzieć. Zawsze byłeś dla mnie nikim. Bezwartościową kupą gówna, która nie zasługuje na to, by żyć. Ale ona nie jest taka jak ty. Jest od ciebie o wiele lepsza, mimo że teoretycznie masz wyższy status krwi, choć nie wiem jakim cudem do tego doszło. Dla mnie i całej reszty tego pieprzonego świata twój status stoi gdzieś jeszcze niżej niż charłak. Więc, podsumowując, Filch jest lepszym czarodziejem niż ty – zakończył ze złośliwym uśmiechem.
Czy poczuł się źle wypowiadając te słowa? Na Salazara, oczywiście, że nie! Wręcz przeciwnie – rozpierała go duma, bo znowu udało mu się wyprowadzić rudzielca z równowagi. Idealnym dowodem świadczacym o tym była jego cała czerwona ze zlości twarz; już tak niewiele brakowało aby przybrała ona kolor jego żałośnie czerwonych włosów.
- Nie jestem charłakiem, ty Śmierciożerco! – krzyknął Gryfon. Nie potrafił nawet opisać jak bardzo nienawidził tego Ślizgona. – To ty przynosisz wstyd wszystkim czarodziejom! Sługus Voldemort'a, który po wojnie nagle magicznie się nawrócił i postanowił chodzić ze szlamą. Wszyscy mamy gdzieś, kogo ruchasz po kątach Hogwartu, ale nikt nie każe ci udawać dobrego obywatela i od razu bronić jej jak jakiś zakochany nastolatek!
Trudno określić, co poczuł blondyn, słysząc słowa Ron'a. Chociaż nie, właściwie to była najzwyklejsza w świecie furia. Prawdopodobnie przyczynił się do tego fakt, że jeszcze nie tak dawno temu sam wypowiadał się tak o Hermionie i to w jej towarzystwie. Jakby nie było, zasugerował jej, że się puszcza. A teraz rudowłosy zrobił to samo. I Draco nie był już w stanie zrobić nic, co powstrzymałoby go przed pokazaniem światu jak bardzo go to zdenerwowało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz