18.10.2021

Rozdział trzynasty

 - Na Merlina, jak mógł ocenić mój esej na nędzny?! Pracowałem nad nim tyle czasu, a on mimo to... - narzekał Ron, nie mogąc znieść tego, jak traktowany był przez nauczycieli. Nie przyjmował jednak do świadomości tego, że niekoniecznie była to ich wina, a raczej jego braku chęci i zaangażowania w przygotowanie się do zajęć, co niesamowicie mocno denerwowało Hermionę. Jak mógł oczekiwać czegoś więcej w chwili, gdy jego wkład w sprawę był zerowy? Nie podobało jej się to i, skoro już zmuszona była spędzić z nim ten czas, wcale nie zamierzała słuchać wszystkich tych głupot, jakie wygadywał. Bo inaczej się tego nazwać nie dało.


- Błagam cię, Ronald, przestań - westchnęła. - Dostałeś to, co dostałeś, bo przestałam pisać za ciebie wypracowania. Więc, proszę, przestań narzekać, bo to nic nie zmieni.


- Nikt cię nie pytał o zdanie - warknął, patrząc na nią ze złością. Nie przyjaźnili się już, więc po co się w ogóle wtrącała?


- Oh, daj spokój. Gadasz takie głupoty, że naprawdę nie da się tego słuchać. Przestań wreszcie narzekać i zabierz się do roboty, to może kiedyś w końcu do czegoś dojdziesz.


- Nie mów mi, co mam robić - warknął, robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy. Jej wyraz mówił sam za siebie - że lepiej teraz do niego nie podchodzić, a najlepiej to zostawić go w spokoju. Wiedziała, czym to grozi. Znała go. Ale w tej chwili zupełnie ją to nie obchodziło. Chciała załatwić to raz na zawsze. A to, że szlaban u Snape'a nie był na to ani najlepszym miejscem ani czasem, to już zupełnie inna sprawa. - Nie przyjaźnimy się już, więc nie masz żadnego cholernego prawa mówić mi jak mam żyć.


- Słuchaj, Ron - zaczęła, czując, że nie będzie to łatwa rozmowa. - Ja doskonale wiem, że nie mam takiego prawa. Ale ty również go nie masz. Nie chcę, żebyś dyktował mi jakieś swoje chore zasady, bo, jak sam zauważyłeś, cokolwiek było między nami, już się skończyło, a ty nie możesz mnie oceniać. To moje życie, co za tym idzie, decyzje, jakie podejmę, są moje i tylko moje. Myśl sobie co chcesz, ale nie informuj o tym przy okazji całego Hogwartu, bo nie wydaje mi się, żeby było to coś, czego w tej chwili potrzebujemy.


- Ja... Nie zgadzam się z...


- Ona ma rację, Ron - wtrącił się Harry, który do tej pory całej tej rozmowie przysłuchiwał się w ciszy. - Nie macie ze sobą już nic wspólnego, ale to wcale nie oznacza, że powinniście gnoić się przy każdej nadarzającej się okazji. To nie ma najmniejszego sensu i myślę, że...


- A wy co tu robicie? Na Salazara, mieliście tylko uporządkować te eseje. Nie przypominam sobie, abym wspominał cokolwiek o umilaniu sobie tego czasu rozmowami!


- Przepraszamy, to się więcej nie powtórzy, panie profesorze - odpowiedziała skruszona dziewczyna, wiedząc, że dyskusje z tym akurat nauczycielem to nie żarty. Nigdy nie wiadomo czego się po nim spodziewać, ale jedno zawsze pozostawało takie samo. To, co wymyślił, nigdy nie było czymś dobrym. Chyba że dla niego samego.


***


- O, idzie! Patrzcie, jaka zmęczona!


- Wygląda jakby coś jej tam zrobili!


- Wszystko w porządku, Hermiono? Nie bierz tego do siebie, ale nie wyglądasz za dobrze - odezwał się, wydawałoby się, zmartwiony Zabini. Mimo że minęło już sporo czasu, nadal nie przywykła do tej diametralnej zmiany w jego zachowaniu. Porównując je z tym, jak zachowywał się dobre pół roku temu, było to niebo i ziemia. I nie, wcale nie przesadzała. Już nie był tym samym, wrednym Ślizgonem, co kiedyś. No, przynajmniej nie w stosunku do niej. Co było dla niej naprawdę dziwne, zważając na to, jak traktował ją jeszcze jakiś czas temu.


- Hej, wyluzujcie. Wszystko w porządku, nikt nic mi nie zrobił!


- Ale... - próbował zaoponować, ale dziewczyna nie dała mu dojść do słowa. Dlaczego? To bardzo proste. Najzwyczajniej w świecie wiedziała, co chciał powiedzieć, a ona nie miała na to siły. Czas spędzony z Ronaldem już i tak wystarczająco mocno ją wykończył. Niby byli kiedyś przyjaciółmi, a jednak sytuacje jak ta były dla niej ciężkie.


- Nie ma żadnego ,,ale", Blaise. Po prostu przestań. Trochę się z nim pokłóciłam i chyba nawet wyjaśniliśmy sobie w końcu całą tą sytuację. Nie jestem pewna, czy zrozumiał, ale mam ogromną nadzieję, że tak, bo to wszystko stało się już cholernie męczące.


- Wyglądasz na wykończoną, Hermiono - westchnęła Pansy. Martwiła się o przyjaciółkę, i to bardzo. Nie raz, nie dwa była już świadkiem wybuchów złości Weasley'a i czuła, że ten dał jej się we znaki. - Na pewno wszystko w porządku? Wiesz, że, jeśli miałabyś ochotę pogadać, zawsze możesz na mnie liczyć. Poza tym - zaśmiała się - nadal czekamy, aż opowiesz nam, jak to było z naszym cudownym arystokratą. 


- Dajcie mi już spokój, dobra? Chociaż dzisiaj. Nie mam już siły na tą rozmowę. 


- Na co znowu nie masz siły, kochanie? - usłyszała w momencie, kiedy poczuła czyjeś szerokie ramiona oplatające ją w tali. Wcale nie musiała się zastanawiać, do kogo one należały. Może i zabrzmi to odrobinę dziwacznie, ale... jego głos poznałaby wszędzie. W końcu przez tyle lat bezustannie utrudniał jej życie, czerpiąc z tego tak wiele satysfakcji. - O czym rozmawiacie? - spytał, patrząc z zaciekawieniem na swoich przyjaciół. 


- Rozmawialiśmy o was - powiedział Blaise. - Nie chcę być dla was wredny, co to to nie, ale po prostu rozmawialiśmy z Parkinson i zastanawialiśmy się po prostu, jak to możliwe. Wiecie, ten cały wasz związek. Jasne, naszym zdaniem bylibyście świetną parą, ale... po prostu wam nie wierzymy - zakończył, niepewnie patrząc na swojego przyjaciela. Znał go naprawdę dobrze i wiedział, że podważanie tego, co mówił, nigdy nie kończyło się dla nikogo dobrze. I niestety miał rację. 


- Wiesz co Zabini? - warknął, będąc już całkowicie wytrąconym z równowagi. Nie dosyć, że właśnie zaliczył kłótnie z Potter'em i Weasley'em, których spotkał po drodze z boiska to teraz jeszcze to. - Jesteśmy kumplami i nie zmieniło się to od wielu lat, ale przestań mnie wkurwiać, bo nie ręczę za siebie. Jesteśmy z Granger razem czy wam się to podoba czy nie i, szczerze mówiąc, w dupie mam wasze zdanie na ten temat. 


Blondyn, mówiąc to, zdjął swoje ramiona z ciała dziewczyny i, zamiast tego, splótł ze sobą ich dłonie, ciągnąć ich w kierunku wyjścia ze szkoły. 


- Mam was dosyć, nara! - krzyknął jeszcze, nie odwracając się za siebie. Miał ich serdecznie dosyć. Może i tylko udawali. A może nie. To była tylko i wyłącznie ich sprawa. I nikt, a szczególnie Zabini, nie miał prawa się w to mieszkać. Bo było to coś tylko między nim a Granger. 


- Hej, Malfoy, gdzie my idziemy? - spytała w końcu dziewczyna, kiedy byli już w połowie dziedzińca prowadzącego do Zakazanego Lasu. Normalnie zareagowałaby o wiele szybciej, ale była w zbyt wielkim szoku. Nic z tego, co się właśnie wydarzyło, nie było dla niej ani trochę jasne. Zachowanie Ślizgona było do niego tak bardzo niepodobne, że wiedziała już, że coś złego musiało się zdarzyć, zanim zdążył do nich przyjść. Nie było innego wyjścia. 


- Nie wiem, Granger, mam ich, kurwa dosyć - warknął, zatrzymując się w totalnej ciemności. Dopiero teraz, stojąc naprzeciwko niego i patrząc mu w oczy, poczuła jak bardzo zimno jej było. Wzdrygnęła się, nie nie mówiąc i udając, że panujące na zewnątrz warunki atmosferyczne wcale jej nie przeszkadzają. Jednak on nie dał się nabrać. Od razu zauważył, że coś jest nie tak. Zirytowany westchnął i podał jej swoją bluzę. Do czego to doszło, że oddawał swoje ubrania Gryfonce. I to jeszcze Granger. Szlamie Granger. Ale, jak na troskliwego chłopaka przystało, musiał to zrobić. Tak należało i tyle. Zresztą doskonale wiedział, że ich przyjaciele stoją teraz w oknie i patrzą na to, co robią. Obserwują ich. To było tak bardzo typowe dla nich zachowanie, że aż chciało mu się z tego śmiać. Mimo że nic śmiesznego w tym nie widział. Irytujące może i tak, ale nie śmieszne. 


Zdziwiona dziewczyna odebrała od niego bluzę, również udając, że jest to całkowicie normalne zachowanie. Grali. Musieli. Tak trzeba. 


- Ta, ja też, Malfoy, ale przypominam ci tylko, że to był twój pomysł - podkreśliła, patrząc na niego wymownie. - Ja tego nie chciałam. To ty mówiłeś, że...


- Wiem, kurwa, wiem - przerwał jej. - Wiem, że to ja to wymyśliłem i, patrząc na miny twoich Gryfiaków, myślę, że było warto. Ale po prostu, kurwa, oni wszystko niszczą. Co gdybyśmy naprawdę byli razem, co? Miło by ci było słuchać, że wiedzą, że to bujda?


- Co? Ale, Malfoy, nie jesteśmy. Jasne, wiem, że to, co myślą, nie ułatwia sprawy, ale po co od razu się tak przejmować? To i tak, jak to ująłeś, tylko zwykła bujda. Nie jesteśmy razem i nigdy nie będziemy, więc o co ci chodzi? 


- O nic, Granger, o nic - westchnął, spoglądając dyskretnie w okno. - Poszli sobie. Możesz już iść. Chyba uwierzyli w nasze przedstawienie. Dobranoc, Granger. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz