30.06.2023

Rozdział dwudziesty czwarty

Po niespodziewanym zajściu reszta posiłku mijała im dość spokojnie. Blaise, najwidoczniej zapominając o swojej wcześniejszej złości na przyjaciół, śmiał się właśnie z młodszych uczniów swojego domu. Hermiona i Pansy patrzyły na niego z uśmiechem. Jedynie troje Gryfonów siedzących po drugiej stronie pomieszczenia nie mogło powstrzymać swoich negatywnych emocji. 

- Mam tego dosyć! - krzyknął rudowłosy, wybuchając niepohamowanym gniewem. - Nieważne czego bym nie zrobił, ona i tak zawsze się ze wszystkiego wywija! 

- Wyluzuj, Ron - westchnął lekko zirytowany chłopak z blizną na czole. - Najwidoczniej faktycznie im na sobie zależy i może powinniśmy dać spokój. Jakby nie było, przez te wszystkie lata...

- Nie! - przerwał mu. - Nie ma mowy, że odpuścimy. Nie po tym jak się zachowała. Nie widzisz tego, Harry? Ona robi to specjalnie! Wszystko tylko po to, żeby pokazać nam jak świetnie sobie bez nas radzi. Nie możemy pozwolić sobie na takie upokorzenie z jej strony!

- Posłuchaj mnie...

- Mój brat ma rację - odezwała się do tej pory milcząca Ginny. - Ta dziewczyna na za dużo sobie pozwala. Przyjęliśmy ją do swojej rodziny, traktowaliśmy jak siostrę, a ona tak po prostu nas wszystkich zdradziła! Nie mówiąc już o tym jak potraktowała Ron'a, wskakując do łóżka temu obślizgłemu Ślizgonowi! A teraz jeszcze Malfoy! Mogę się założyć, że Nott'owi również zdążyła już wskoczyć do łóżka - syknęła, patrząc z obrzydzeniem w stronę brunetki, która, nieświadoma o tym, co działo się przy stole Gryffindoru, śmiała się właśnie z czegoś, co powiedział Draco. - Zwykła puszczalska dziwka - zakończyła z wyczuwalnym jadem w głosie. 

- Może masz rację, kochanie - skapitulował Potter, nie chcąc kłócić się ze swoją dziewczyną. Była jaka była, łatwo wpadała w gniew, a kiedy ktoś zaszedł jej za skórę, nigdy się nie poddawała. Ale mimo wszystko bardzo ją kochał i nie miał najmniejszej ochoty na to, by to na niego skierował się jej gniew. 

- Oczywiście, że mam - uśmiechnęła się, wiedząc, że, czegokolwiek by nie planowała, Harry zawsze stanie po jej stronie i będzie ją wspierał. - Wymyśliłam już nawet co zrobimy, żeby zrozumiała, jak wielki błąd popełniła, odwracając się przeciwko nam. Tym razem się z tego nie podniesie. Będziesz miał w końcu swoją słodką zemstę, braciszku - uśmiechnęła się złośliwie. 

***

Tydzień szybko minął, aż w końcu nadszedł piątek, co za tym idzie, Ślizgoni postanowili zorganizować imprezę w swoim Pokoju Wspólnym. Hermiona uśmiechnęła się na tą myśl. Przez ostatnie kilka tygodni nie robiła prawie nic innego jak praca nad esejami, a jej jedynymi spacerami były te do biblioteki. Nie miała nawet czasu na zwykłe rozmowy z przyjaciółmi. 

Szybkim ruchem zgarnęła z szafki czarną, przewiewną sukienkę sięgającą jej przed kolana, po czym, mijając przyglądającą się jej od dłuższego czasu rudowłosą dziewczynę, wyszła z dormitorium. 

Nim się obejrzała, znalazła się przed wejściem do Slytherin'u. Nie zwracając na nikogo uwagi, podeszła do przyjaciółki, która siedziała przy dużym stole, rozmawiając z dwoma dziewczynami, za którymi Grofonka nie przepadała. 

- O, już jesteś! - ucieszyła się Pansy na jej widok. - W takim razie ja już pójdę. Wiecie, musimy przygotować się na imprezę - powiedziała do koleżanek z domu, po czym wstała i obie udały się w kierunku jej sypialni. 

- Jak dobrze, że nie ma twojej współlokatorki - brunetka westchnęła z ulgą, siadając na łóżku Ślizgonki. Parkinson swój pokój dzieliła z Amandą, dziewczyną, z którą przez chwilę spotykał się Malfoy zaraz po ich zerwaniu. Nic więc dziwnego, że ucieszyła się z jej nieobecności. Dodatkowo ostatnia sytuacja z nią w roli głównej nie była zbyt przyjemna. Dlatego też nie miała ochoty jej widzieć. Tak naprawdę ucieszyłaby się, gdyby jakimś cudem blondynka zapadła się pod ziemię. 

- Spokojnie, Herm. Laska umawia się teraz z jakimś typem z czwartego roku i nie ma szansy, żeby przyszła szybciej niż godzinę przed imprezą - parsknęła ciemnowłosa. - Dobra, nie gadajmy o niej. Lepiej pokaż mi to cudo - spojrzała na ubranie leżące na łóżku obok panny Granger. 

Brunetka zaśmiała się pod nosem, podając Ślizgonce strój, który planowała ubrać. 

- Jest świetna! Dołożymy do tego jakieś obcasy i Draco padnie z wrażenia! 

- Na Merlina! 

- Co się stało? - spytała zdziwiona Pansy. 

- Kiedy się do ciebie zbierałam, Ginny siedziała w pokoju i cały czas się na mnie patrzyła. Z tego wszystkiego totalnie zapomniałam o butach! Przecież nie mogę iść z tym - spanikowała, patrząc na czarne Conversy, które miała na nogach. 

- W takim razie... Wybierz coś z mojej szafy! 

***

Minęły dwie godziny, zanim dziewczyny były w końcu gotowe do wyjścia. Gryfonce zazwyczaj przyszykowanie się nie zajmuje aż tak wiele czasu, jednakże makijaż, który zrobiła jej przyjaciółka, mimo iż prosty i delikatny, był dość czasochłonny. Później panna Parkinson musiała jeszcze wziąć prysznic, zastanowić się jak się pomalować, a na końcu wybrać ubranie nie wieczór. 

Będąc już w pełni gotowe, zeszły do Salonu i ze zdziwieniem dostrzegły, że impreza trwa w najlepsze. Wzrokiem wyszukały swoich przyjaciół, po czym od razu ruszyły w ich kierunku. Gryfonka usiadła na kanapie między Pansy a Draco i przywitała się ze wszystkimi. Naprzeciwko niej siedział Blaise z Teodor'em. 

- Jak tam, Hermionie? - spytał Noty, uśmiechając się do dziewczyny. - Gryfiaki nie dają ci się za bardzo we znaki? - zaśmiał się, próbując ukryć zmartwienie. W rzeczywistości obawiał się czy ci idioci nie zdążyli wymyśleć kolejnego podłego żartu w jej stronę. Z jednej strony miał nadzieję, że ostatnia wizyta Draco w ich salonie czegoś ich nauczyła, z drugiej jednak zdawał sobie sprawę, że, nieważne czego by nie zrobili, oni się nie poddadzą. Nie rozumiał tego. Przecież ich drogi się rozeszły i nawet oni, Ślizgoni z krwi i kości, już dawno daliby sobie spokój. A podobno wychowankowie domu Godryka to tacy honorowi ludzie. Tymczasem podstępni i wredni uczniowie Salazara mają więcej oleju w głowie niż oni. 

- Jest całkiem w porządku - uśmiechnęła się w jego stronę. - Właściwie to jestem tym trochę zdziwiona, ale wydaje mi się, że odpuścili. 

- Mam tylko nadzieję, że nie jest to cisza przed burzą - wtrącił się Blaise, który do tej pory jedynie przysłuchiwał się ich rozmowie. 

- Już ja im pokaże co to cisza przed burzą. Huragan, kurwa - warknął blondyn siedzący obok dziewczyny. Spojrzała na niego zdziwiona, więc dodał: - Jeśli coś planują, cokolwiek, co mi się w jakimkolwiek stopniu nie spodoba, przyrzekam, że zrobię to, przed czym ich ostrzegałem dodał. 

- A przed czym ich ostrzegałeś? - spytała rozbawiona Pansy. Widziała jak chłopak martwił się o Hermionę, co było dla niej trochę dziwne, ale zarazem urocze. Dziwne, bo przecież całe życie się nienawidzili, aż tu nagle pewnego dnia dowiedziała się, że są w sobie szaleńczo zakochani. Ale nie przeszkadzało jej to ani trochę. Wręcz przeciwnie, cieszyła się, że nie musi już aż tak bardzo martwić się o przyjaciółkę, bo w końcu ma kogoś, kto się o nią zatroszczy. I to nie byle jak. Znała chłopaka nie od dziś i wiedziała, że, mimo iż na co dzień był wrednym, apodyktycznym Ślizgonem, jeśli na kimś mu zależy, jest w stanie zrobić dla niego wszystko. 

- Nie twoja sprawa, Pan - syknął, nie chcąc dzielić się tym z przyjaciółmi. Mimo iż wszyscy wiedzieli już o ich związku, nie miał ochoty dawać im kolejnego pretekstu do żartowania z siebie ile to nie jest w stanie zrobić dla miłości. Mimo wszystko jego autorytet był dla niego ważny. Może nie najważniejszy, ale wciąż ważny. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz