5.04.2023

Rozdział dwudziesty

Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu, zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Jedno było pewne. Nie chciała przedłużać tego w nieskończoność, dając zarówno sobie jak i chłopakowi żmudną nadzieję. Musiała przestać w końcu myśleć tylko o sobie. A bez wątpienia tak zachowywała się przez ostatnie miesiące. 

Po dłuższej chwili, którą spędzili w ciszy podeszła do nich młoda, na oko 25-letnia kelnerka, stawiając na stoliku przed nimi dwa kufle wypełnione po brzegi ich ulubionym trunkiem. 

- Więc - odezwał się blondyn, chcąc wreszcie przerwać tą długo już wiszącą między nimi głuchą ciszę. Nie przeszkadzała mu ona tak bardzo, jednak nie po to się tu spotkali. - Co się stało? No wiesz... Mam na myśli tą twoją nagłą przemianę. 

- Ah to - zaśmiała się, przypominając sobie niedawną rozmowę z przyjaciółką, która tak wiele jej dała. Zwykłe wyrzucenie z siebie wszystkiego tego, co czuła, a odmieniło ją to o sto osiemdziesiąt stopni. No, prawie. Nadal kochała chłopaka, ale nie dusiła już tego w sobie i w końcu się z tym pogodziła. Tak samo jak z tym, co miało za chwilę nastąpić. - Pansy bardzo mi pomogła, ale to nieważne - stwierdziła, chcąc w końcu zacząć to, co nieuniknione. - Chciałabym z tobą porozmawiać i proszę cię, Malfoy, nie przerywaj mi - zrobiła, krótką przerwę, chcąc napić się piwa, zanim będzie kontynuować. Ślizgon również się nie odezwał, kiwając jedynie głową, by dać jej znak, że rozumie. - Nie wiem, co ubzdurałeś sobie w tej swojej blond tlenionej czuprynie, ale musisz przestać. Wiem, że wydaje ci się, że się we mnie zakochałeś, ale, tak jak mówiłam, tylko ci się wydaje. Spójrzmy prawdzie w oczy, Draco. My do siebie nie pasujemy i, jak tak teraz o tym myślę, wydaje mi się, że Ron i inni Gryfoni mieli co do nas rację. Co do mnie - zakończyła, próbując się nie rozpłakać. Mimo to przez cały ten czas dzielnie patrzyła mu prosto w oczy. 

Jeśli zaś chodzi o blondyna, bez wątpienia był w szoku. I to ogromnym. Patrzył się na nią z brakiem zrozumienia wypisanym na twarzy. I dopiero po chwili, kiedy to wszystko zdążyło do niego dotrzeć, odezwał się pełnym wyrzutów i hamowanej złości tonem:

- I co jeszcze, Granger? Nie próbuj wmawiać mi czegoś, co nie jest prawdą i przede wszystkim, kurwa, nie analizuj mnie, bo wychodzi ci to gównianie, rozumiesz? Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię - dodał odrobinę łagodniejszym głosem, kiedy zauważył, że nagle patrzy ona wszędzie tylko nie na niego. Kiedy z wahaniem i niepewnością spełniła jego prośbę, zaczął kontynuować: - Nie mów, że cię nie kocham, bo skąd możesz to wiedzieć. Nie siedzisz w mojej głowie. 

- Spotykałeś się z inną - powiedziała jakby to było wystarczającym dowodem na potwierdzenie jej teorii. I było. Przynajmniej dla niej. 

- A ty to niby jesteś lepsza, co? - warknął, zaciskając pięści w złości. - Sama próbowałaś umówić się z Zabini'm! Nie mogłaś wybrać kogoś innego tylko mojego cholernego przyjaciela?! 

- Więc tylko o to ci chodzi? Że to Zabini?

- Nie, na Merlina! Nie chodzi o Blaise'a! - krzyknął, przez co ciekawski wzrok osób siedzących najbliżej ich stolika, odwrócił się w ich stronę. - Nie chcę, żebyś spotykała się z kimkolwiek poza mną. Niech to w końcu dotrze do twojej głupiej głowy! - krzyknął po raz kolejny, zupełnie nie przejmując się tym, że coraz więcej osób się na nich patrzy.

- Więc ja mam się z nikim nie spotykać i płakać za kimś tak fałszywym i kłamliwym jak ty, ale ty w tym samym czasie będziesz pieprzył jakieś dziwki po kątach?

- Nikogo nie... 

- Daj już spokój, Malfoy - przerwała mu, nie mając ochoty dłużej słuchać tego, co miał do powiedzenia. - Nieważne, co byś powiedział, nie wysilaj się, bo to już niczego między nami nie zmieni. Podjęłam decyzję i nie zamierzam jej zmieniać.  Przyszłam tu tylko po to, żeby powiedzieć ci, że nic nigdy między nami nie będzie. Także możesz wracać do tej swojej Amandy i nie musisz się mną przejmować - od razu po wypowiedzeniu tych słów wstała i, nie pozwalając, by chociaż jedna łza spłynęła jej po policzku, wyszła z pubu. Słyszała nawoływanie chłopaka, ale się nie zatrzymała. Wiedziała, że mogłaby nad sobą nie zapanować i rzucić mu się w ramiona, błagając, by został z nią już na zawsze. Ale nie mogła tego zrobić. Musiała pozwolić mu odejść. A on musiał zrobić to samo. I miała ogromną nadzieję, że tak właśnie się stanie. 

***

Hermiona szybkim krokiem szła w kierunku szkoły, a z jej ust wydobywał się cichy szloch. Całe jej oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. Ale mimo wszystko była z siebie dumna. Dała radę. 

Westchnęła, próbując się uspokoić. Za kilka minut dotrze do zamku i zdawała sobie sprawę z tego, że nikt nie może zobaczyć jej w takim stanie. Szybkim ruchem wyjęła różdżkę, rzuciła kilka zaklęć, które w kilka sekund doprowadziły ją do w miarę dobrego stanu. Nadal nie było idealnie, ale wiedziała, że na nic innego nie ma co liczyć. 

Cieszyła się, że większość uczniów jest teraz w miasteczku, bo, dzięki temu, szansa, że spotka kogokolwiek na korytarzu, była znikoma. Przeklnęła w duchu, zdając sobie sprawę, że po raz kolejny jej błagania okazały się być daremne. 

- Kogo my tu mamy - usłyszała tak bardzo znienawidzony przez siebie głos. - Czyżby twoi nowi znajomi postanowili w końcu kopnąć cię w dupę? - zaśmiał się, co aż ją odrzuciło. Jak mógł zmienić się aż tak w tak krótkim czasie? 

- Nikt mnie nie zostawił, Ronald - powiedziała cicho, nie mając ochoty na zbyt długie rozmowy z tym chłopakiem. Nie dosyć, że miała za sobą naprawdę trudne spotkanie z blondynem to oczywiście musiała spotkać swojego byłego chłopaka. Wiedziała, że jej życie było ostatnio dosyć pechowe, ale nie sądziła, że Merlin aż tak jej nienawidzi. Bo innego wytłumaczenia tych wszystkich sytuacji nie widziała. 

- Jeszcze nie - parsknął, po czym odszedł w przeciwnym kierunku, zostawiając ją znowu samą. Hermiona postanowiła nie zastanawiać się nad słowami chłopaka i po prostu udać się w końcu w kierunku swojego dormitorium. Miała już kompletnie dosyć tego dnia, a jedyne, o czym w tej chwili marzyła, to wziąć gorący prysznic i zakopanie się w swoim ciepłym łóżkiem pod kocem i kołdrą z ulubioną mugolską książką w ręce. Nie spodziewała się jednak, że w Pokoju Wspólnym czeka ją kolejna nieprzyjemna niespodzianka. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz