15.07.2023

Epilog

Odkąd, dzięki Draco i profesorowi Snape'owi, Hermiona przeniosła się do lochów, wszystko zaczęło się układać. Załatwienie tego z profesor McGonagall nie było łatwe, ale opiekun Domu Węża wziął to na siebie, za co dziewczyna była mu bardzo wdzięczna. 

Na drugi dzień Pansy wysłała list do matki, wyjaśniając jej sytuację swojej przyjaciółki i prosząc o pomoc. Kobieta zgodziła się bez chwili wahania, nie prosząc nawet o wynagrodzenie. Panna Granger zapewniała, że pieniądze to nie problem i, jeśli będzie trzeba, jest nawet gotowa wziąć pożyczkę u Gringotta. Jednak pani Parkinson stanowczo odmówiła. Wiedziała, że dziewczyna jest ważna dla jej córki i nie mogła nawet sobie wyobrazić, jak się teraz czuje. Dlatego zdecydowała, że pomoże jej za wszelką cenę. Cały czas nie mogła zrozumieć jak syn Weasley'ów mógł dopuścić się czegoś tak okropnego. Zresztą to samo ich córka, Ginny. Z tego co kobieta wiedziała, były przyjaciółkami i panna Weasley wiedziała, jak jej brat traktował swoją dziewczynę, a mimo to po ich zerwaniu wspierała go w dalszym gnębieniu tej biednej dziewczyny. Dlatego pani Parkinson w pełni poświęciła się tej sprawie, zbierając jak najwięcej obciążających Weasley'ów dowodów i mając nadzieję, że to wystarczy, żeby wymierzyć sprawiedliwość i pomóc pannie Granger. 

* miesiąc później *

- Hermiona, uspokój się, wszystko będzie dobrze. 

Od napaści na Hermionę minął miesiąc, podczas którego przyjaciele nie odstępowali jej na krok. Wszyscy się o nią martwili, dodatkowo bojąc się, co jeszcze mógłby wymyśleć Ron z Ginny, kiedy dowiedzieli się o wniesieniu przez nią oskarżenia do Ministerstwa. 

Panna Granger również się tego obawiała. Znała Ron'a i miała świadomość tego, że nie odpuści. Ale nie dawała tego po sobie poznać, jednocześnie w tym samym czasie dbając o to, by nigdzie nie zostawać sama. Wiedziała, że chłopak nie zaatakuje, jeśli nie będzie czuł się pewnie. A Blaise, Teo i Draco skutecznie mu tą pewność siebie odbierali, posyłając w jego stronę wściekłe spojrzenia przy każdej nadarzającej się okazji. Jednak nie wchodzili z nim w żadne interakcje, wiedząc, że nie byłoby to dobrze widziane podczas procesu, który miał odbyć się już za chwilę. 

Martwiła się też o to, że to nie wystarczy. Jedyne, co miała, to swoje wspomnienia, które przekazała już aurorom i przyjaciół, którzy postanowili zeznawać w roli świadków. 

Blaise, który widział jej siniaki. 

Teo, który podejrzewał, co się działo podczas jej związku z Ron'em. 

Pansy i Draco, którzy pojawili się dopiero po zakończeniu relacji z Weasley'em, ale widzieli jak ją traktował nawet po rozejściu się w dwie różne strony. 

I Harry Potter, który po dowiedzeniu się prawdy od razu zakończył swoją znajomość z całą rodziną Weasley'ów. Hermiona była mu za to wdzięczna, ale miała świadomość, że to przez nią rozpadł się jego związek z Ginny. I miała z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Ale musiała w końcu zawalczyć o siebie. Po raz pierwszy w życiu to siebie postawiła na pierwszym miejscu. Nie odważyłaby się tego zrobić, gdyby nie ludzie, którzy ją wspierali. I była im za to bardzo wdzięczna. Jednak najbardziej doceniała pomoc mamy Pansy, pani Parkinson, która tak bardzo zaangażowała się w całą sprawę. Wiedziała, że, jeśli z kimś ma szansę wygrać, to tylko z nią. 

- Jesteś gotowa, Hermiono? - odezwała się kobieta, która do tej pory tylko się jej przyglądała z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Z całych sił starała się podejść do sprawy profesjonalnie, ale mimo wszystko wciąż traktowała ją zbyt prywatnie. Przyrzekła sobie, że zrobi wszystko, żeby pomóc tej biednej dziewczynie. 

- Boję się, pani Parkinson - wyznała, patrząc jej prosto w oczy. - Boję się, że R-ron jakoś da radę obrócić całą tą sprawę przeciwko mnie i... że nie damy rady z nim wygrać. 

- Niczym się nie przejmuj, skarbie. Poradzimy sobie - obiecała, posyłając jej delikatny uśmiech. - Weasley będzie próbował jakoś na ciebie wpłynąć tam na sali, jestem tego pewna. Ale postaraj się go ignorować, dobrze? I przede wszystkim nie pozwól mu wyprowadzić się z równowagi. Wierz mi, zrobię wszystko, żeby dostał to, na co zasłużył. 

Gryfonka posłała kobiecie delikatny uśmiech. Wierzyła w każde jej słowo, ale nie zmieniało to faktu, że okropnie stresowała ją ta sytuacja. 

- Dziękuję. Nie wiem, co bym bez pani zrobiła. 

Czarownica już otwierała usta, żeby zapewnić, że to nic takiego, ale właśnie tą chwilę wybrali Weasley'owie, żeby pojawić się w Ministerstwie. 

Ron z Ginny szli jako pierwsi, a tuż za nimi ich rodzice. W tamtej chwili Hermiona wiedziała, że nigdy nie zapomni spojrzenia, jakie posłała jej rudowłosa kobieta. Wyglądała na wściekłą. Zupełnie tak, jakby cała ta sytuacja była tylko i wyłącznie jej winą. A nie była i miała nadzieję, że pani Weasley mimo wszystko zdawała sobie z tego sprawę. Może i miała prawo się na nią złościć - w końcu, jakby nie było, Ronald to jej najmłodszy syn, a ona właśnie staje przeciwko niemu w sądzie. Ale nie byłoby ich tu, gdyby chłopak nie zachowywał się w ten sposób. 

- Powinnaś się wstydzić, dziewczyno! Traktowaliśmy cię jak członka rodziny, której, przypominam, nie masz, a ty nie masz za kszty godności! Jak możesz nam to robić, Hermiono?! 

- Niech się pani uspokoi, pani Weasley - wtrąciła pani Parkinson, chcąc jak najszybciej zakończyć to, jej zdaniem, nic nie warte przedstawienie. Nic ono nie wnosi do sprawy, a już na pewno nie pomaga pannie Granger, która już bez tego jest kłębkiem nerwów. - Moja klienta, panna Hermiona Granger nie ma sobie nic do zarzucenia. To państwo - omiotła całą czwórkę ostrym spojrzeniem, po czym wróciła do kobiety - powinni się wstydzić. To, jak wychowaliście swojego syna, pozostawia wiele do życzenia. I szczerze pani powiem, że, patrząc na waszą rodzinę, jestem dumna z mojej córki. 

Zarówno Molly jak i reszta przedstawicieli rodziny Weasley byli cali czerwoni na twarzach. Artur i jego żona ze wstydu, bo powoli docierało do nich, że Hermiona jest w tym wszystkim ofiarą, ale mimo to musieli bronić rodziny. Za to Ron i jego siostra nie odczuwali niczego poza złością. 

- Dobrze - westchnęła zirytowana ciemnowłosa. - Nie mamy czasu na coś takiego. Do zobaczenia - mówiąc to, chwyciła zdezorientowaną Gryfonkę i pociągnęła w stronę drzwi prowadzących na salę rozpraw. - Posłuchaj mnie teraz uważnie, Hermiono - powiedziała, kiedy zatrzymały się tuż przy wejściu. - To, co teraz powiem, jest bardzo ważne. Z tego, czego zdążyłam dowiedzieć się o Ronaldzie, nie będzie ci tego ułatwiał. Na pewno też do niczego się nie przyzna. Ale my, mimo wszystko, mamy przewagę. Wygram dla ciebie tą sprawę, obiecuję, ale ty też musisz dać z siebie wszystko i pod żadnym pozorem nie daj mu się sprowokować. 

Dziewczyna przytaknęła, posyłając jej nieśmiały uśmiech. To prawda, bała się, ale wiedziała, że da radę. Że musi dać radę. Od tego zależała jej przyszłość, a ona nie chciała przez całe życie obracać się za siebie ze strachu czy jej były chłopak nie czai się gdzieś za zakrętem. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w stronę Weasley'ów, po czym z ciężkim sercem odwróciła się do kobiety, która miała ją reprezentować i razem z nią weszła do środka, gdzie czekali już na nią przyjaciele. 

Pansy, Harry, Blaise, Teo i Draco siedzieli już na swoich miejscach. Posłali jej delikatne, pokrzepiające uśmiechy, ale ich nastawienie uległo diametralnej zmianie, kiedy tuż za kobietami pojawili się Weasley'owie. 

Hermiona, starając się nie okazywać żadnych uczuć, a już przede wszystkim strachu, westchnęła w duchu, po czym w towarzystwie matki przyjaciółki skierowała się na swoje miejsce. Występowała tu w zupełnie innym charakterze niż jej bliscy, więc nie mogła usiąść obok nich. Bolało ją to, bo najbardziej potrzebowała teraz ich wsparcia, zwłaszcza Draco, ale chciała mieć to jak najszybciej za sobą. Poza tym zasady to zasady, a ona nie jest nikim na tyle ważnym, żeby Minister mógł je dla niej naginać. 

Siedziała w ciszy, próbując na nikogo nie patrzeć. Nie chciała oglądać pewnego siebie Ron'a czy też zadowolonej Ginny. Dlatego swój wzrok utkwiła w ścianie gdzieś ponad głową rudowłosego. Nie minęło kilka minut, a na swoim miejscu pojawił się Korneliusz Knot, który po wygranej wojnie powrócił na stanowisko Ministra Magii. 

- Zebraliśmy się tu dzisiaj, żeby rozpatrzeć sprawę Hermiony Granger i Ronald'a Weasley'a. Pan Weasley podejrzany jest o przemoc psychiczną i fizyczną nad panną Granger zarówno w trakcie trwania związku jak i po jego zakończeniu. Dodatkowo otrzymaliśmy informację, że sprawa, wydawałoby się zupełnie różniąca się od tej, ma bezpośredni wpływ z panem Weasley'em. Czy to prawda, że zlecił pan czyn, jakim był stosunek seksualny pod przymusem, na pannie Granger innemu uczniowi Hogwartu? 

Hermiona zacisnęła wargi, starając się nie uronić ani jednej łzy. Wspomnienia były zbyt bolesne, ale wiedziała, że nie jest to odpowiedni moment, żeby się rozkleić. Musiała walczyć. 

Knot patrzył na oskarżonego, czekając na jego odpowiedź. Kiedy wszyscy myśleli, że już się nie odezwie, ten wstał ze swojego miejsca, mówiąc:

- Pan wybaczy, Ministrze, ale, zanim odpowiem na pańskie pytanie, chciałbym dodać coś od siebie. 

Kiedy mężczyzna ledwo zauważalnie skinął głową, dodał:

- Mój związek z panną Granger, z Hermioną dla wielu z was może wydawać się niejasny. Wielu z was może myśleć, że wie, co się między nami działo, ale to nie jest prawda. Ona może mówić jedno, ale ja wiem swoje. Nigdy nie podniosłem na nią ręki, nie krzyczałem, a już na pewno nie zleciłem na nią gwałtu - powiedział poważnie, a niemal wszyscy na sali słuchali go w skupieniu. Niemal, bo Hermiona, jej adwokatka, przyjaciele i Knot mieli co do tego odmienne zdanie. Tak naprawdę Minister widział wspomnienia dziewczyny. Zlecił ich dogłębną analizę, stąd wiedział, że nie były one w żaden sposób modyfikowane. I, choć pozwalał mówić chłopakowi, dla niego wyrok był już jasny. 

- To ona mnie zdradziła - kontynuował, będąc widocznie zadowolonym z reakcji, jakie wywołał wśród zebranych. - Jej kochankiem był jeden z zebranych dziś świadków, Blaise Zabini. Za to z drugim ze świadków jest ona w tej chwili nadal związana w bliżej niejednoznaczny sposób. Draco Malfoy nigdy mnie nie lubił, dlatego uważam, że ani zeznania pana Malfoy'a ani Zabini'ego nie powinny być traktowane poważnie, gdyż oboje mają zbyt bliskie relacje z Hermioną, która ewidentnie się na mnie za coś mści, a w pogłoskach, które tak chętne wygłasza na mój temat, nie ma ani grama prawdy - zakończył z pewnym siebie uśmieszkiem, siadając na swoim miejscu. 

Korneliusz odchrząknął, zanim się odezwał. 

- Dziękujemy za tą wyczerpującą mowę, panie Weasley. Czy jest coś jeszcze, co chciałby pan dodać przed wypiciem Veritaserum?

- S-słucham? - spytał zdziwiony, a przez jego twarz przemknął cień strachu. Jednak już po chwili się opamiętał i przybrał na twarz dobrze wyćwiczoną maskę. Nie mógł okazać żadnych emocji, inaczej jego plan nie wypali. - Nikt mnie o tym nie poinformował.

- Ministerstwo nie ma takiego obowiązku, panie Weasley. Poza tym chyba nie myślałeś, że wystarczy, że tu przyjdziesz, powiesz nam, że nie masz z tym nic wspólnego i odejdziesz stąd wolny? - spytał już nieco zirytowany czarodziej. 

Ron nic nie odpowiedział. Z minuty na minutę czuł się coraz mniej pewny, choć starał się tego nie okazywać. Wiedział, że nie ma innego wyjścia, które by go w tej chwili uratowało. 

- Dobrze więc - ciągnął Knot - w takim razie teraz przesłuchamy świadków. Zapraszam pana Malfoy'a. 

Chłopak wstał z zajmowanego przez siebie miejsca i podszedł do wskazanego przez Ministra krzesła znajdującego się pośrodku sali. Usiadł i spojrzał wyczekująco na mężczyznę. 

- Panie Malfoy, chciałbym, żeby nam pan opowiedział o relacjach łączących panne Granger z oskarżonym.

- Z tego co wiem, Hermiona spotykała się kiedyś z Weasley'em, ale nie był to szczęśliwy związek. Przynajmniej z mojej perspektywy. Nie raz, nie dwa słyszałem jak zwracał się do Granger, kiedy myślał, że nikt tego nie słyszy i nie był to ton kochającego chłopaka. 

Hermiona słuchała tego wszystkiego w szoku. Nie miała pojęcia, że chłopak kiedykolwiek był świadkiem jednej z tych sytuacji. On sam jej tego nie powiedział, a ona... cóż, nie pytała. 

- Jaka to była sytuacja, panie Malfoy?

- Cóż, groził jej - warknął blondyn. - Przekazałem moje wspomnienia aurorom, więc wszystko jest do pańskiego wglądu, panie Ministrze. Chciałbym jeszcze dodać, że moim zdaniem Ron Weasley nie zasługuje na żadnego rodzaju łaskawość. Jego miejsce jest w Azkabanie, gdzie mam nadzieję zostanie umieszczony, kiedy podejmie pan właściwą decyzję - dodał, uważając swoją wypowiedź za skończoną. 

Minister pokiwał głową, po czym wezwał na świadka Blaise'a Zabini'ego. 

- Słowa Weasley'a to po części prawda - zaczął. - Spotykaliśmy się z Hermioną, gdy jeszcze była z Ron'em, ale dzięki temu mogę choć trochę wesprzeć ją w tej sytuacji. Gdyby nie to, śmiem stwierdzić, że nie byłoby nikogo, kto byłby w stanie poświadczyć jej wersję wydarzeń w tak wielkim stopniu. Widziałem ślady po przemocy Weasley'a - siniaki, ale nie tylko. Były też rany cięte, których Hermiona nie była w stanie od razu wyleczyć. Mam nadzieję, że nasza obecność przyczyni się do wymierzenia mu sprawiedliwej kary, bo ani Hermiona ani żadna inna dziewczyna nie zasługuje na to, by przeżywać coś takiego u boku, wydawałoby się, najbliższej dla siebie osoby. 

Później zeznawał jeszcze Teodor Nott, Harry Potter i Pansy Parkinson. Cała trójka opowiedziała o tym, w jaki sposób zachowywał się Ron w Hogwarcie. I nie były to słowa, które chłopak byłby w stanie w jakikolwiek sposób wykorzystać na swoją korzyść. Bo powiedzieli prawdę. 

Hermiona, słuchając słów swoich przyjaciół, zastanawiała się, czy postąpiła dobrze, nie mieszając do tego wszystkiego Ginny. Ale wiedziała, że głównym winowajcą był tutaj jej brat i nie chciała jeszcze bardziej pogrążać całej tej rodziny. Już teraz wiedziała, że nigdy jej tego nie wybaczą, ale... wciąż miała nadzieję. 

Minister westchnął ciężko, wyraźnie zmęczony prowadzeniem tej sprawy, po czym zadecydował, że jest to czas najwyższy na podanie oskarżonemu eliksiru. Przesłuchał już wszystkich powołanych świadków i nie widział sensu w odkładaniu tego, co nieuniknione. 

Ron próbował się przed tym bronić, krzyczał, że tak nie można, że jest to wbrew jego woli, ale wystarczyło jedno stanowcze spojrzenia dość postawnego aurora, żeby dał sobie spokój i pozwolił napoić się Eliksirem Prawdy. 

- Jak się pan nazywa? 

Chłopak próbował się nie odezwać, walczyć z tym, ale mikstura zaczęła już działać, co za tym idzie, słowa samowolnie wypłynęły z jego ust. 

- Ronald Weasley. 

- Czy oskarżenia wobec Pana są prawdziwe. 

- Tak - warknął. 

- Czyli przyznaje się pan do wszystkich postawionych przez Ministerstwo zarzutów? 

- Tak. 

- Łącznie ze zleceniem gwałtu? - upewniał się czarodziej. 

- Tak. 

Ton głosy Ron'a świadczył o tym, że wcale nie zgadzał się z tym, co wbrew samemu sobie wypływało z jego ust. Ale nie miał innego wyjścia; Veritaserum nie kłamie, on tak. I, choć pierwszy raz od dłuższego czasu, mówił prawdę, wcale nie czuł się z tym dobrze. Wręcz przeciwnie - czuł gorzki smak porażki, bo zdawał sobie sprawę z tego, że dosłownie moment dzieli go od postawienia zarzutów i zesłania do Azkabanu. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. 

- Kim była osoba, której pan to zlecił? - spytał Minister, bo, mimo usilnych prób, Hermiona nie była w stanie podać jego nazwiska. 

- Liam Myson, z piątego roku - wyznał niechętnie. 

- Czy pan Myson działał z własnej nieprzymuszonej woli? 

- Nie. Był pod wpływem Imperiusa. 

- Pani Parkinson - Minister odwrócił spojrzenie od oskarżonego i zwrócił się do ciemnowłosej kobiety. - Czy chciałaby pani o coś jeszcze spytać? Coś pominąłem? Jeśli nie, czas na mowę końcową i chwilę przerwy, żebyśmy mogli podjąć decyzję - zakomunikował zmęczonym tonem. 

- Dziękuję, panie Ministrze - uśmiechnęła się do niego, podnosząc się z miejsca, lecz po chwili, gdy swój wzrok przeniosła na rudzielca, wyraz jej twarzy był nieprzenikniony. - Dopóki działa Veritaserum, chciałabym zadać panu jedno pytanie, panie Weasley. Dlaczego pan to wszystko robił? Czy naprawdę pan uważa, że moja klienta sobie na to wszystko zasłużyła? 

Ron parsknął pod nosem, ale odpowiedział. Tym razem nie czekał, aż moc eliksiru da o sobie znać i go do tego zmusi. Skoro to jego ostatnia szansa ku temu, chciał ją skrzywdzić. Hermionę. Bo jego zdaniem całkowicie na to zasłużyła. 

- Dlaczego to robiłem? A dlaczego miałbym sobie tego odmówić? Hermiona to szlama, a pani jej broni, bo co? Bo pani córka nagle się z nią przyjaźni? To, że pomogła nam pokonać Voldemort'a, wcale nie robi z niej kogoś lepszego niż jest w rzeczywistości. Jej status krwi wcale się nie zmienił, wciąż jest brudna. I powinna służyć nam, czarodziejom, a tymczasem okazuje się, że zwykła, brudna szlama może pozwać mnie do Ministerstwa i może jeszcze ze mną wygra? 

Kobieta patrzyła na to wszystko w szoku, nie wierząc, że te słowa faktycznie opuściły jego usta. Ale nie dała tego po sobie poznać. 

- Rozumiem, panie Weasley. Panna Granger pochodzi z rodziny mugoli, ale śmiem twierdzić, że to wcale nie wyznacza jej wartości. Wojna się skończyła, to prawda, ale jej część już na zawsze zostanie w naszych sercach. Jak widzę, pan też się zmienił, ale na gorsze. Moja klienta wiele przez pana wycierpiała i dlatego, Ministrze, wnoszę o umieszczenie oskarżonego na dożywocie w Azkabanie. 

- Rozważę to, pani Parkinson, a tymczasem zarządzam krótką przerwę. Proszę o nieopuszczanie sali.  

Kiedy czarodziej wraz z Radą opuścili salę, rozległ się harmider. Wszyscy chcieli podzielić się swoimi odczuciami z innymi. Jedynie Hermiona siedziała cicho, zagłębiając się w swoich myślach. 

Naprawdę chciała tego uniknąć. Wiedziała, że to, co łączyło ją kiedyś z Ron'em, zniknęło i już nigdy nie wróci. Ale w życiu nie spodziewałaby się po nim takich słów. 

Szlama, która powinna służyć im, czarodziejom. To tym dla niego była?

Nie spodziewała się. Uważała go za kogoś o wiele lepszego. Ale, jak się okazało, po raz kolejny w swoim życiu się przeliczyła.

Nagle z przemyśleń wyrwał ją głos blondyna. 

- Wszystko w porządku, Hermiono? - spytał, patrząc na nią troskliwie. Ustawił się tak, żeby zasłonić mu widok na Weasley'a, za co była mu wdzięczna. 

- Draco... - odezwała się łamliwym głosem. Czuła, że jeszcze chwila i wybuchnie płaczem. 

- Hej, hej, spokojnie - wyszeptał, zgarniając ją w swoje objęcia i gładząc delikatnie po plecach. - Jeszcze chwila i to wszystko się skończy. Dokończysz szkołę, zamieszkamy razem, a ten rudy śmieć nie zbliży się ani do ciebie ani do naszych dzieci. Nigdy.

- Draco, czy ty... chcesz mieć ze mną dzieci?

- Oczywiście, że tak - odsunął się delikatnie, żeby móc spojrzeć jej prosto w oczy i posłać delikatny uśmiech. Biła od niego taka szczerość i lojalność, że Hermiona, nie mogąc się już powstrzymywać, pozwoli, żeby kilka łez spłynęło po jej policzkach. 

- Gdybym wiedział, że tak źle to przyjmiesz...

- Kocham cię, Draco - przerwała mu. - Naprawdę bardzo cię kocham i nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Bez was wszystkich. 

- Też cię kocham, Granger. A ten cały Weasley jeszcze nas popamięta. Z Malfoy'ami się nie zadziera, a ty teraz jesteś jedną z nas. Zapamiętaj to sobie. 

***

- Podjęcie tej decyzji nie było proste - westchnął czarodziej, patrząc poważnie na oskarżonego. - Ale z racji, że widziałem wspomnienia zarówno panny Granger jak i powołanych przez Ministerstwo świadków w tej sprawie, nie mam żadnych wątpliwości, że Ronald Weasley jest tutaj jednym słusznym winnym. Nie będziemy obarczać winą pana Myson'a, bo działał od pod wpływem klątwy Imperius rzuconej przez oskarżonego. Mam nadzieję, że spędzenie przez pana, panie Weasley, reszty życia w Azkabanie otworzy panu oczy i przemyśli pan swoje zachowanie, bo na naprawę błędów jest już zdecydowanie za późno. 

Draco posłał Ron'owi zadowolony uśmieszek, po czym od razu podbiegł do Hermiony, wziął ją w swoje ramiona i wyprowadził z sali. Wiedział, że, jeśli zostaną tam dłużej, Weasley'owie nie odpuszczą okazji do zadania jej kolejnego ciosu, a na to nie miał zamiaru pozwolić. Tym, co musiał teraz zrobić, było całkowite odcięcie jej od tego środowiska. 

Hermiona, idąc tuż obok swojego chłopaka i czując jego bliskość, czuła się szczęśliwa. Wiedziała, że już nic jej nie grozi i w końcu jest bezpieczna. Teleportowali się do Hogwartu, gdzie już nie musiała się niczego ani nikogo bać. Ronald na zawsze zniknął z jej życia, a ona zyskała nowych, lepszych przyjaciół. I czuła, że dzięki temu odnalazła miłość swojego życia. Draco Malfoy'a. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz