5.04.2023

Rozdział piętnasty

Blondyn, mocno trzymając dziewczynę za rękę, szedł w kierunku Pokoju Życzeń, nie oglądając się za siebie. Chciał jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Nie był głupi. Dlatego nawet nie musiał na nią patrzeć, żeby wiedzieć w jakim była stanie. Nadal był w szoku jak ten gnój mógł tak ją potraktować, ale jedno było pewne. Na pewno tak tego nie zostawi. Co to to nie. 

Hermiona ciągnięta gdzieś przez chłopaka nie wiedziała co się dzieje ani jaki jest cel ich podróży, lecz niespecjalnie się tym przejmowała. Najważniejsze było dla niej to, by w końcu zniknąć z oczu innych. Wiedziała, że powrót do neutralnych stosunków z byłymi przyjaciółmi może być trudny, ale czegoś takiego w życiu by się nie spodziewała. Nigdy. 

Ocknęła się ze swoich rozmyślań, słysząc głos Malfoy'a. 

- Jesteśmy - odezwał się po dłuższej chwili ciszy, jaka towarzyszyła im od czasu wyjścia z Wielkiej Sali. Ona nic nie mówiła, cały czas płacząc, a on - no cóż, sam nie wiedział czy w ogóle chciała z nim teraz być, a co dopiero go słuchać. Ale na pewno nie zostawi jej teraz samej. 

- Co my tu robimy? - spytała, biorąc wcześniej jeden głębszy oddech. Mówienie czegokolwiek przychodziło jej z ogromną trudnością, ale miała już dosyć milczenia, które ciągnęło się w nieskończoność. 

- Po prostu porozmawiamy, nic więcej - powiedział, otwierając przed nią drzwi i wpuszczając ją do środku. Sam wszedł zaraz za nią, a ich oczom ukazał się ładny, przestronny salon w barwach Slytherin'u. Jednak dziewczyna, nie zwracając nawet uwagi na to, gdzie się znajduje, najzwyczajniej w świecie usiadła na kanapie i zaczęła wgapiać się w jakiś punkt przed sobą. 

- Posłuchaj mnie, Granger - zaczął, nie do końca wiedząc, co tak naprawdę chciał jej powiedzieć. Nienawidził płaczących dziewczyn. Co więcej, w życiu by się nie spodziewał, że przyjdzie mu pocieszać jakąkolwiek Gryfonkę, a co dopiero właśnie ją. - Weasley to nikt inny jak zwykły chuj, który tylko żeruje na czyimś nieszczęściu. W tym przypadku na twoim - westchnął. - Nie możesz się nim tak przejmować, a, jeśli nie potrafisz inaczej, może powinniśmy zakończyć ten teatrzyk?

Zamarła, słysząc jego słowa. Chciał to zakończyć? Wiedziała, że kiedyś w końcu do tego dojdzie, ale... spodziewała się, a raczej miała nadzieję, że nastąpi to o wiele później. Na pewno nie myślała o tym, że stanie się to akurat w chwili, kiedy zda sobie sprawę, że jest on dla niej o wiele ważniejszy niż ktoś, kto tylko udaje jej chłopaka, żeby się na kimś zemścić. 

- Co? Ale jak to... To znaczy... Nie chcesz już dłużej tego ciągnąć? - spytała, jąkając się przy tym. 

Westchnął po raz kolejny. Czy ona nie rozumie powagi sytuacji? I dlaczego aż tak gwałtownie na to zareagowała? Może i nie chciał tego kończyć. Może i zaczynał się już całkiem dobrze przy niej czuć i polubił jej towarzystwo. Może nawet lubił ją całować i trzymać za rękę. Ale jakie to, do cholery, miało znaczenie, jeśli tylko jej tym szkodził? Poza tym, nawet jeśli to byłaby prawda, ich związek nie miałby sensu. Nawet w jakiejś głupiej, alternatywnej rzeczywistości. Po prostu nie i tyle. 

- Nie zrozum mnie źle, Granger. Było fajnie, udało nam się nawet wkurzyć Gryfiaków, a Zabini i Pansy się od nas odczepili. Ale to, co się dzisiaj wydarzyło, to za dużo. Poza tym uzyskaliśmy już to, co było naszym celem, więc nie widzę...

- Jasne - przerwała mu, nie mając ochoty już dłużej tego słuchać. - Czyli co... jutro oficjalne rozstanie? - spytała, czując jak do jej oczu nachodzą kolejne łzy. Jednak tym razem były one spowodowane czymś zupełnie innym. Kimś innym.

- A chcesz? - spytał, nie wiedząc, jakiej odpowiedzi tak naprawdę od niej oczekiwał. Z jednej strony uważał, że powinni to już zakończyć. W końcu dostali to, czego chcieli. Jednak z drugiej świetnie się przy tym bawił i, mimo wszystko, dobrze się z nią czuł. 

Hermiona z kolei miała straszny mętlik w głowie. Nie znała odpowiedzi na to pytanie. To znaczy znała, ale nie wiedziała czy powinna mówić to, co czuła. Przecież to nadal był Draco Malfoy, ten sam, który znęcał się nad nią przez lata. I, mimo że się zmienił, nie chciała ryzykować, że da mu tylko kolejny pretekst do tego, by mógł ją wyśmiać. 

- Tak, jasne - odezwała się w końcu. - Przecież i tak tylko udawaliśmy. 

***

Nie wiedział, czego oczekiwał od Granger, ale jednego był pewien. Na pewno nie tego, co się stało. Ale jaki to miało sens? Przecież miała całkowitą rację. Udawali. A on nie powinien mieć wobec niej kompletnie żadnych oczekiwań. Teraz przynajmniej będzie mógł wrócić do życia, jakie prowadził zanim się do siebie zbliżyli. Jeśli w ogóle można tak nazwać związek, który został wykreowany tylko po to...

Właściwie po co to robili? Żeby wkurzyć parę osób? A może po to, żeby Blaise się od nich odczepił? Kurwa mać! Musiał iść polatać. I to w tej chwili. A później może jakaś impreza? Tak, to świetny pomysł. Czy to właśnie ten moment kiedy on, niezwyciężony Draco Malfoy wraca do gry? Zdecydowanie! I żadna Gryfonka mu w tym nie przeszkodzi. Po jego trupie! 

***

- Koniec? - spytała na pozór spokojnym głosem, kiedy stali przed wejściem do Wielkiej Sali. 

Specjalnie przyszli trochę później. Chcieli mieć pewność, że wszyscy uczniowie, a w szczególności Gryfoni i ich przyjaciele, będą już jedli śniadanie. Musieli zakończyć to raz na zawsze. I to jak najszybciej. 

- Koniec - potwierdził, zakładając na twarz swoją maskę obojętności. Nawet na nią nie spojrzał. Nie mógł.

Hermiona westchnęła, po czym szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie, ruszyła w stronę przyjaciół. 

- O co ci znowu chodzi, Malfoy? - krzyknęła, dbając o to, by wszyscy bardzo dobrze ją słyszeli. 

- Mi? - parsknął śmiechem, patrząc na nią tak jak kiedyś. Z obrzydzeniem. - To ty zachowujesz się jak skończona idiotka. Wiesz co, mam już dosyć! Ciebie i tych wszystkich twoich humorków! Nie wiem jak mogłem tyle z tobą wytrzymać - westchnął teatralnie - ty głupia Gryfonko!

Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Spojrzała tylko prosto w jego szare oczy, które wypełnione były jadem, po czym pokonała odległość dzielącą ją od przyjaciół i tak po prostu, jakby nic się nie stało, usiadła przy stole, zaczynając nakładać sobie jajecznicy. 

W Wielkiej Sali nadal panowała cisza, a Draco, nie chcąc stać jak debil na samym środku Sali, dołączył do niej. Po chwili, kiedy żadne z nich nie odezwało się już ani słowem, wszyscy wrócili do swoich poprzednich czynności. 

Ich przyjaciele, czekając na tą chwilę, nagle zaczęli się przekrzykiwać. 

- Co tu się właśnie odjebało, do cholery?!

- Co się stało?

- Czy wy właśnie zerwaliście?

- Czy ty płaczesz, Hermiono? 

To właśnie Blaise jako pierwszy zauważył, w jakim była stanie. Nawet tego nie zauważyła, ale faktycznie, łzy same z siebie mimowolnie spływały po jej policzkach. A ona nie była w stanie tego kontrolować. Szybko wytarła twarz, po czym spojrzała na chłopaka. Czuła, że łzy wcale nie przestawały lecieć, ale nie przejmowała się tym. I tak nic z tym nie zrobi. 

- Ja... - zaczęła, ale nie miała pojęcia, co mogła mu powiedzieć. Że tylko udawali, a jej z jakiegoś powodu przykro, że to koniec tej farsy? Nie chciała ich już więcej okłamywać, ale chyba nie miała wyjścia. - Wszystko w porządku, Blaise. Po prostu to już koniec - zakończyła ze smutnym uśmiechem. 

- Ale jak to koniec? - spojrzał na nią jak na idiotkę. - Przecież jeszcze wczoraj wszystko było w jak najlepszym porządku, a wy...

- Nic nie było dobrze - parsknął Malfoy, który do tej pory przysłuchiwał się całej tej szopce w ciszy. Zmartwił go widok Granger w takim stanie, ale wmawiał sobie, że to tylko gra. - Naprawdę myślałeś, że ten związek ma prawo bytu, Zabini? Ja i Granger? Zabawne. 

- Zamknij się - uciszył go, na co blondyn jedynie prychnął, a brunet ponownie zwrócił się w stronę zapłakanej dziewczyny. - Chcesz stąd iść? Wszyscy się na was patrzą - dodał, rozglądając się na boki. 

Miał rację. Odkąd zaczęli rozmawiać, ciekawskie oczy innych uczniów skierowane były w jej stronę. Jednak tym, co jako pierwsze zwróciło jej uwagę, był Ron, który patrzył na nią z satysfakcją. Śmiał się, rozmawiając przy tym o czymś z Harry'm. A ona była pewna, że obiektem ich rozmów była ona i Draco. 

- T-tak, chodźmy - powiedziała. 

Zabini, nie czekając ani chwili dłużej, wstał i, ciągnąc Hermionę za ramie, szybkim krokiem udał się w kierunku wyjścia. Musiał jak najszybciej ją stąd zabrać. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz