1.06.2020

Rozdział siódmy

- Musimy tam iść? - spytała spanikowana, stojąc już przy wejściu do lochów. Nie żeby się bała, ale chyba jednak coś w tym było. Nie miała ochoty spędzać wieczoru w towarzystwie Ślizgonów. I to jeszcze pijanych. Przecież to nie mogło się dobrze skończyć. Do tego wszystkiego prawdopodobnie będzie tam jedyną Gryfonką, co od razu stawia ją na przegranej pozycji. To musiało się źle skończyć, nie było innej opcji.

- Obiecałaś, więc się już nie wykręcisz. Poza tym będzie tam Pansy, więc nie będzie tak źle. Tylko nie daj się im sprowokować, szczególnie Draco, okey? Nie chce mi się znowu robić za przyzwoitkę między wami - zaśmiał się, na co Hermiona zgromiła go wzrokiem. To, co mówił, wcale nie było dla niej śmieszne, wręcz przeciwnie, irytowało ją jak nic innego.

Od niecnego planu Nott'a poznania ze sobą tych dwóch tak skrajnie różniących się od siebie dziewczyn minęły trzy miesiące. Był już luty, dokładniej mówiąc, Walentynki, a w Salonie Ślizgonów odbywała się właśnie impreza walentynkowa, na która dziewczyna zaciągnięta została siłą przez Teodor'a i... Parkinson. Tak, przez te trzy miesiące dużo się zmieniło. Na przykład to, że dziewczyny się zaprzyjaźniły. Trochę to dziwne zjawisko, na pewno niecodzienne, a ludzie, którzy byli świadkiem ich przyjaznych rozmów na korytarzach, byli w naprawdę przeogromnym szoku.Ale zresztą nie ma co im się dziwić. Same zainteresowane nie mogą uwierzyć w to, jak łatwo poszło. Chłopak, wymyślając to wszystko, miał rację, a jego plan przebiegał wręcz idealnie.

Dlatego perspektywa obecności tej właśnie dziewczyny mimo wszystko była dla panny Granger niemałym pocieszeniem. Bo jeśli będzie miała przy sobie kogoś, kto pomoże jej jakimś cudem wytrwać ten wieczór w obecności Malfoy'a, to może nie będzie tak źle.

Jej relacje z arystokratą także uległy minimalnej zmianie. Nie był to może jakiś wielki przełom, ale nie było tak źle jak jeszcze te kilka miesięcy temu. Nie kłócili się już przy każdej możliwej okazji, nie wyzywali się od szlam czy arystokratów, ale to nie znaczy, że przestali sobie dogryzać. Jednak nie było to tak okrutne i bezduszne jak kiedyś. W dużym stopniu przyczyniła się do tego właśnie Parkinson, która była dla niej wsparciem oraz, jak Hermiona przypuszczała, prawdopodobnie urządziła sobie rozmowę z chłopakiem. Nie było mowy, żeby ten tak po prostu zmienił swoje bezduszne nawyki z dnia na dzień.

***

- No, no, no, kogo my tu mamy? Czyżby to nie bohaterka wojenna, sama Hermiona Granger zaszczyciła nasze skromne progi? Kogo jak kogo ale akurat ciebie to się tu nie spodziewałem, Granger!

- Zamknij się, Zabini i nie przeszkadzaj, jeśli łaska - warknęła Pansy. Jej nastawienie do kolegów z domu również się zmieniło od kiedy była bliżej z dziewczyną. Ale też nie chciała się z nimi kłócić, dlatego odpuściła, ciągnąc Gryfonkę w stronę prowizorycznego baru.

Pokój Wspólny został przemeblowany na rzecz imprezy. Tam, gdzie kiedyś był wielki stół i krzesła, znajdował się parkiet, a pod ścianą stał DJ, którym był jakiś przypadkowy chłopak z piątego roku, którego Hermiona znikąd nie kojarzyła.

- Co to jest? - jęknęła, widząc, że przyjaciółka nalewa jej Ognistej. - Daj spokój, Pansy i nalej mi jakiegoś wina czy coś. Przecież nie mogę się schlać.

- A to czemu, Granger?

- Bo ty tu jesteś, Malfoy - warknęła, odwracając się w stronę chłopaka, który pojawił się tak nagle i nie wiadomo skąd, a przede wszystkim po co. Jeszcze chwilę temu, kiedy weszły, siedział na kanapie razem z całą tą swoją bandą pseudo przyjaciół. Ale jedno było pewne. Tam, gdzie pojawiał się ten przebiegły arystokrata, nigdy nie działo się nic dobrego.

- Nie ufasz mi? - prychnął. A ona się zaśmiała. Chyba pierwszy raz w życiu tak po prostu szczerze się przy nim śmiała. Bo czy to nie było oczywiste? Że mu nie ufała? Byłaby skończoną idiotką, gdyby jednak to robiła.

- Żartujesz sobie ze mnie, Malfoy? Może i już nie wyzywamy się na każdym kroku, bo, nie oszukujmy się, sytuacja tego wymagała, a Teo jest dla nas ważny, ale, cholera, nie myśl, że ci się to uda.

- Niby co miałoby mi się udać? - zmarszczył brwi.

- Nie jestem głupia i, kto jak kto, ale wydaje mi się, że ty akurat powinieneś o tym wiedzieć. Nie próbuj grać ze mną w te swoje gierki, bo ci się to nie uda, jasne?

- Jakoś Blaise przeleciał cię bez problemu, Granger - warknął, wkurwiony już jej zachowaniem. Chyba nie byłoby osoby, która działały na niego bardziej. I to w jak najbardziej negatywnym tego słowa znaczeniu.

Chciała coś odpowiedzieć, cokolwiek, ale nie wiedziała co. Niby mogła zaprzeczyć, ale powiedział tylko to, co myślał dosłownie każdy, kto choć trochę zaznajomiony był w temacie. Na szczęście uratowała ją od tego Pansy.

- Spadaj już, Malfoy i daj nam się w spokoju napić.

- Tylko nie pijcie za dużo - zaśmiał się i odszedł.

- Myślałam, że już sobie nie pójdzie - westchnęła Hermiona, w duchu naprawdę ciesząc się z tego, że sobie poszedł. - Dzięki, Pansy.

- Nie ma sprawy, ale powiedz mi... stało się coś między wami? Jeszcze niedawno bez problemu byś mu odpyskowała, a teraz mam wrażenie jakby coś cię blokowało.

- Daj spokój, po prostu nie chcę niszczyć wam wszystkim wieczoru. Teo zależy, a mi zależy na nim, sama rozumiesz.

- Jesteś pewna? - spytała, mrużąc podejrzanie oczy. Coś jej nie pasowało, ale nie do końca wiedziała co. Jedno było pewne. Coś było nie tak.

- Tak, jestem - powiedziała pewnie. - Dobra, lepiej się już napijmy zamiast bezsensownie gadać o Malfoy'u. Szkoda czasu.

***

Siedziała sama, obserwując bawiących się ludzi, kiedy zauważyła Adrian'a Pysey'a zbliżającego się w jej stronę. Nie miała wątpliwości co do tego, że kieruje się akurat do niej. Ewidentnie miał z nią jakiś problem, a ona nawet nie wiedziała dlaczego.

- Czemu siedzisz tu sama? - spytał, siadając, jak dla niej, zdecydowanie za blisko.

- Czego chcesz? - warknęła, chcąc jak najszybciej się go pozbyć.

- Pogadać - parsknął.

- Nie rób ze mnie idiotki, Pucey. Doskonale wiem, że mnie nie lubisz, chociaż nie wiem czemu, ale gówno mnie to obchodzi.

- Dajże spokój, Granger. Kto ci o mnie takich głupot naopowiadał, co?

- Nikt nie musiał mi nic mówić. Nie jestem głupia i takiej ze mnie nie rób, jasne? - warknęła, denerwując się już co raz bardziej.

- Nie przesadzaj, lepiej chodźmy zatańczyć - zaproponował, podając jej rękę, a jej od razu w głowie zapaliła się czerwona lampka. Znała go już jakiś czas i jego z pozoru miłe zachowanie nie robiło na niej wrażenia. Co więcej, wydawało jej się podejrzane. I to bardzo. - No co się tak krzywisz? Jeden taniec, Granger i dam ci spokój.

- Jeden taniec? - upewniała się. Bo w końcu co jej szkodzi, jeśli w zamian zyska spokój od niego na resztę imprezy? To raczej nie była zbyt wysoka cena.

- Oczywiście. Jeden taniec i będziesz mogła tu wrócić i dalej w samotności użalać się nad swoją beznadziejnością - zaśmiał się, co strasznie ją zdenerwowało. Nigdy go nie lubiła, ale zaczynał już przesadzać, a tego nie miała zamiaru tolerować. - Chyba, że jednak spodoba ci się moje towarzystwo.

- Na to nie licz - powiedziała, po czym poddała się, podając mu rękę i pozwalając poprowadzić się na sam środek parkietu. Mijając innych Ślizgonów, modliła się, żeby byli między nimi Pansy czy Teodor, ale niestety, jak to zwykle bywa w takich chwilach, nie miała tyle szczęścia.

Myślała, że zostaną na środku, który był całkiem widocznym miejscem, ale chłopak miał całkiem inne plany. Zatrzymał się przy jakiś dwóch podejrzanie wyglądających chłopakach.

- Dopilnujcie sprawy, jasne?

- Chwila, chwila, jakiej sprawy?

- Niczym się nie przejmuj i chodź - powiedział, ciągnąc mnie w kierunku jakiegoś korytarza.

- Co ty robisz? Puść mnie!

- Zamknij się albo sam cię uciszę - warknął. - Nie mam ochoty się z tobą użalać, więc, jeśli chcesz, żebym nadal był dla ciebie miły, to stul pysk.

- Ale co ty chcesz zrobić? Lepiej mnie puść, bo...

- Bo co? Masz różdżkę? Nie wydaje mi się, także nie masz ze mną żadnych szans - powiedział, pchając ją na ścianę i przypierając do niej swoim ciałem.

Wzdrygnęła się, czując jego dotyk. Najgorsza była świadomość tego, że miał rację. Jak miała sobie z nim poradzić, kiedy różdżka została w jej dormitorium? Był od niej o wiele silniejszy, nie miała szans, a on doskonale o tym wiedział. Już od początku była na straconej pozycji, a szanse na to, że ktoś nagle przyjdzie i ją uratuje, były znikome, wręcz zerowe.

- Nie dotykaj mnie, Pucey!

- Zamknij się, kurwa. Mam do ciebie propozycję.

Zamarła, kiedy jego dłonie, które do tej pory znajdowały się na jej biodrach, przeniosły się na jej piersi. Ścisnął je mocno, a ona nie czuła nic innego jak ból. Nie tylko fizyczny, ale również ten psychiczny. Nie musiał nic mówić, wiedziała już czego on niej chciał i wcale jej się to nie podobało.

Chciała coś powiedzieć, uderzyć go, wyrwać się, ale nie mogła. Był zbyt silny, a strach, który przed nim czuła, skutecznie jej to uniemożliwiał.

- Błagam, powiedz mi czego chcesz, a ja ci to dam tylko... nie dotykaj mnie już, proszę...

- Widzisz, kochanie - westchnął, ściskając ją mocniej - problem w tym, że nie dasz mi tego czego chcę.

- Dam ci wszystko tylko przestań. Powiedz czego chcesz i problem z głowy.

- Chcę ciebie, kochanie - powiedział patrząc na jej usta i powoli pochylając się w jej stronę. - Chcę móc cię całować, przytulać, dotykać, trzymać za ręce i pieprzyć kiedy tylko będę chciał. Chcę, żebyś już na zawsze była moja.

- Co? Przecież...

- Nic nie mów - przerwał jej, całując ją szybko i gwałtownie. Szamotała się, wyrywała, ale to nic nie dawało. Z całej siły zaciskała wargi, próbując ograniczyć mu pole do popisu, ale to nie starczało. - Całuj - warknął zdenerwowany.

- Proszę cie, Adrian, daj mi spokój - wyszeptała, mając nadzieje, że chłopak ma jakiekolwiek sumienie i że da radę zagrać mu na uczuciach. - Nie chcę... Nie chcę, żebyś mnie dotykał... Ja... Boję się...

- I właśnie o to chodzi, skarbie - powiedział zadowolony. - Jeśli sama nie będziesz chciała ze mną być, możemy załatwić to w inny sposób.

- W inny? To znaczy w jaki? Zmusisz mnie? A może zgwałcisz? Daj spokój, przecież to nie ma sensu.

- I tak gówno masz tu do gadania. A teraz w końcu się zamknij i mnie pocałuj, bo zaraz inaczej pogadamy - warknął, mając już dosyć jej stawiania się.

- Co tu się, do cholery, dzieje? - odezwał się jakiś głos dochodzący z głębi korytarza. - Jak chcesz kogoś przelecieć, Pucey, idź do pokoju, a nie, kurwa, na środku korytarza.

- Spadaj, Malfoy - warknął, a Hermionie aż mocniej zabiło serce. Jasne, nienawidziła ich obu, ale z dwojga złego to już chyba wolała blondyna. Może i zawsze był dla niej podły, ale nigdy nie posunąłby się do czegoś takiego. - Przeszkadzasz nam - dodał, odwracając się w jego stronę i, gdyby spojrzenie mogło zabijać, chłopak leżałby już martwy.

- Nie wydaje mi się, Pucey, więc z łaski swojej zachowaj jeszcze trochę godności i zabierz stąd tą swoją żałosną dupę - powiedział, podchodząc bliżej i zamarł, widząc kto jest ze Ślizgonem. - Cholera, Granger, co ty tu, do cholery, robisz? Kurwa, debilu, coś ty jej zrobił?!

Draco Malfoy był autentycznie wkurzony. Maska, która na co dzień spoczywała na jego twarzy, zniknęła, ustępując miejsca emocjom, których nikt by się po nim nie spodziewał. A już na pewno nie w takiej sytuacji.

- A co cię to obchodzi, Malfoy, co? Przecież to tylko szlama Granger, nic się jej nie stanie jak się trochę zabawimy - odwarknął Adrian, nie wierząc, że jego kolega z domu, ten Draco Malfoy, największy wróg dziewczyny, jest w stanie mu przerwać. Powinien się cieszyć i jeszcze mu pogratulować, tymczasem jedynie mu w tym przeszkadza. - Pewnie jesteś zły, że sam na to nie wpadłeś, a ja cię wyprzedziłem.

- Albo ją puścisz albo...

- Albo co? Chyba jej nie bronisz, co? Zastanów się co by twój ojciec na to powiedział? - zaśmiał się, wiedząc, że trafił w czuły punkt. Czego jak czego, ale wspominek Lucjusza Draco nigdy nie znosił dobrze. Nie mógł jednak wiedzieć, że jego słowa odwrócą się przeciwko niemu, a blondyn zdenerwuje się jeszcze bardziej.

- W dupie mam to, co powie mój ojciec, a tobie radzę puścić Granger i nigdy więcej się do niej nie zbliżać, rozumiesz? - powiedział spokojnie, ponownie przybierając na twarz maskę obojętnośći.

- Daj spokój...

- Nie, kurwa, nie dam spokoju.

- O co ci chodzi, Draco, co? Przecież nawet jej nie lubisz.

- Ale Teo ją lubi i to mi starcza, żeby nie pozwolić ci zrobić jej takiego świństwa. Widzisz jak ona, kurwa, wygląda? Jest cała zaryczana, cholera, Teo mnie zabije! Więc, kurwa, spierdalaj, chyba że chcesz pożegnać się z miejscem w drużynie.

- Chyba żartujesz - prychnął, nie wierząc, że ta mała, żałosna szlama może być dla niego ważniejsza niż kumpel z drużyny. Przecież nawet jej nie lubił.

- Na twoje miejsce mam dziesięciu innych, więc spierdalaj.

Hermiona nadal się nie ruszała, kiedy chłopak w końcu ją puścił, warknął pod nosem i szybko odszedł. Patrzyła się cały czas w jedno miejsce i nie wiedziała co się dzieje. Jak mogła tak łatwo dać się podejść? I dlaczego, do cholery, Malfoy ją uratował? Przecież on jej nienawidził!

- Dobra, chodź już, Granger - mruknął, nie patrząc na nią. - Wszyscy cię szukają.

- Co? - zdziwiła się. - Jak to wszyscy?

- Taa, nawet Blaise - parsknął. - Mnie też to zdziwiło, ale chyba jednak jesteś dla niego ważniejsza niż sądziłem.

- Nieważne - warknęła, ocierając łzy i udając się w kierunku wyjścia z korytarza. Z kim jak z kim, ale akurat z nim nie miała ochoty rozmawiać o Zabin'im. Ani o nim ani o niczym innym. Może i ją uratował, co nadal pozostawało dla niej nie lada zaskoczeniem, ale nadal był tylko Malfoy'em. Albo aż. A ludzie nie zmieniają się tak z dnia na dzień. Szczególnie Śmierciożercy.

***

- Co się z tobą, do cholery, działo, Granger?! Martwiliśmy się, cholernie się martwiliśmy, a ty zniknęłaś. Do tego jeszcze Pucey'a nigdzie nie było.

Wstrzymała oddech, kiedy znalazła się w mocnym, żelaznym uścisku Blaise'a. Automatycznie wszystkie wspomnienia z nim związane zaczęły wizualizować się w jej głowie, dlatego lekko lecz stanowczo się od niego odsunęła. Mimo tego wszystkiego, co się stało i jak ją traktował, nie był dla niej obojętny.

- Jest okey, nie przejmuj się tym, Zabini - odpowiedziała, siląc się na obojętny ton. Nie wyszło jej to jednak, kiedy jej głos zadrżał przy ostatnich słowach.

- Nie kłam, przecież widzę, że...

- To był Pucey - przerwał mu Malfoy. - Próbował ją...

- Nie wtrącaj się, Malfoy. Pomogłeś mi i super, ale na tym to skończmy. Nikt nie musi wiedzieć, co się tam stało.

- Nie próbuj zgrywać bohaterki, Granger, bo ci to, cholera, nie wychodzi. Daj sobie pomóc. Nie lubisz mnie i spoko, bo ja ciebie też, ale to nie znaczy, że dałbym mu cię skrzywdzić, a oni powinni wiedzieć co się stało.

- Nie chcę...

- Zamknijcie się już! - krzyknął pod wpływem złości Zabini. Był zdezorientowany i za cholerę nie wiedział co się święci. Niby czemu Draco o czymś wiedział, a on nie? I jak to, do cholery, jej pomógł? To nie miało żadnego sensu. - I zacznijcie w końcu mówić z sensem. Co ten idiota zrobił i czemu Granger wygląda jakby ją chcieli co najmniej zgwałcić - zażartował, ale zamarł, widząc krzywiącego się blondyna i całą sztywną ze stresu dziewczynę. - Kurwa, nie gadaj, zabiję go!

Chłopak ruszył już w kierunku wyjścia z zamiarem opuszczenia Salonu, kiedy nagle zatrzymał się pod wpływem mocnego chwytu swojego przyjaciela.

- Puść mnie, Malfoy, zabiję go i nikt mnie nie powstrzyma!

- Uspokój się i lepiej na nią spójrz - powiedział, patrząc wymownie w stronę dziewczyny. Jasne było, że nie była w zbyt dobrym stanie. - Ona was teraz potrzebuje. Ciebie też.

- Teo z nią zostanie.

- A widzisz go gdzieś tutaj? Nie? Bo ja też nie mam pojęcia gdzie się podział, a ona nie może zostać teraz sama, więc lepiej żebyś się uspokoił.

- Ty możesz z nią zostać, a ja rozprawię się z tym chujem - wymyślił, uśmiechając się przebiegle.

- Nie ma, kurwa, mowy, nie zostanę z nią.

- Daj spokój, Draco, ona...

- Czego, kurwa nie rozumiesz? Nie chcę i ona pewnie też tego nie chce, nawet jej nie lubię, cholera, wystarczy, że już jej pomogłem - warknął. - I jest to wszystko na co możecie liczyć z mojej strony.

- A jednak jej pomogłeś. I się przejmujesz. Kogo ty oszukujesz, Malfoy, co?

Brunet uśmiechał się jakby właśnie coś do niego dotarło, a blondyn prychnął tylko, w żaden sposób nie komentując jego słów. Odwrócił się w stronę dziewczyny, spojrzał na nią szybko, po czym z prędkością światła poszedł w kierunku wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz