Draco długo się nad tym nie zastanawiał. Nawet nie zauważył, kiedy jego pięść ruszyła do przodu prosto na spotkanie z tym idiotą. Uśmiechnął się sam do siebie, widząc, że wystarczył jeden silny cios, aby rudzielec upadł na podłogę, a z jego nosa płynęła krew.
W jednej chwili pojawili się przy nim Harry i Ginny, ale blondyn, zupełnie się tym nie przejmując, powiedział:
- Żałuję, że nie mogę cię zabić, Weasley, ale nie przejmuj się, zrobię wszystko, żeby zamienić twoje życie w piekło na ziemi.
- Czemu to robisz, Malfoy? – spytała panna Weasley, jednocześnie podtrzymując Ron'a i próbując pomóc mu wstać. Jednak był dla niej odrobinę za ciężki, tym samym nie majac siły, żeby z nią współpracować, co tylko utrudniało dziewczynie zadanie.
- Zastanów się o co pytasz – parsknął, nie mając ochoty na kontynuowanie tej rozmowy. Czemu to robił? To chyba jasne. Ci idioci zadarli z kimś, z kim nie powinni i robili rzeczy, których on nie akceptował. Matka może i nie okazywała mu dużo uczuć, kiedy był dzieckiem, ale dobrze go wychowała. Wpoiła mu pewne zasady. Najważniejszą z nich być szacunek do kobiet. A tego jednego zdecydowanie Gryfonowi brakowało. Nie miał zamiaru przymykać na to oka, szczególnie, że gra toczyła się w tym przypadku o Hermionę Granger. – Jesteście głupsi niż myślałem, ale w sumie to żadne zaskoczenie.
- Malfoy – powiedział Harry ostrzegawczym tonem. – Może już wystarczy, co?
- Potter – odpowiedział mu w ten sam sposób. – Może mnie nie pouczaj, co? Bo sam wcale nie jesteś lepszy. Jakim, kurwa, cudem nie zauważyłeś, co tu się, na Salazara, dzieje?
- No wyobraź sobie, arystokrato, że nie zauważyłem, bo zjawiasz się tu nieproszony i znowu atakujesz mojego przyjaciela.
- Nikogo nie atakuje – zaprzeczył stanowczo. – To tylko taka mała zapowiedź tego, co się stanie, jeśli, jak to ująłeś, twój przyjaciel ponownie zbliży się do Granger. A, jeśli znowu podniesie na nią rękę, nikt mnie nie powstrzyma, jasne?
Draco nie tracił więcej czasu na tłumaczenie Potter'owi, co się dzieje. Najzwyczajniej w świecie nie miał na to ochoty, poza tym chciał jak najszybciej znaleźć Hermionę i z nią porozmawiać.
Harry z kolei nadal stał w tym samym miejscu, nie wołając Malfoy'a, bo na to by się nie zdobył, ale w dalszym ciągu nie przetworzył chyba jego słów. Wzrok miał utkwiony w miejscu, gdzie jeszcze chwile temu stał blondyn i zastanawiał się, o czym, do cholery, mówił. Dlaczego Ron miałby podnosić rękę na Hermione? I dlaczego Ginny nie jest zdziwona, nie krzyczy na brata, jakby to było w przypadku, gdyby te słowa ją zaskoczyły? Przecież to niemożliwe, żeby to była prawda. Malfoy musiał zmyślać, jak nic. Ale to wciąż nie dawało mu spokoju. I właśnie wtedy zaczął się zastanawiać jak to wszystko, co działo się od początku roku, wygląda z perspektywy dziewczyny. Jemu samemu też było ciężko, tęsknił za nią, ale musiał podjąć decyzję, której powoli zaczynał żałować. Wybrał Ron'a. Ale jak by to wyglądało, gdyby zdecydował się wspierać Hermione? Nie zrobił tego głównie ze względu na związek z Ginny, bo nie chciał jej stracić. Ale, jeśli to, co mówił Malfoy, było prawdą to stracił ją już dawno temu. Dlatego było tylko jedno wyjście z tej syuacji: musi porozmawiać z Hermioną i dowiedzieć się, co tak naprawdę się stało. Nie wiedział, że okazja ku temu przytrafi się tak szybko.
***
Wybraniec, nie oglądając się na swojego przyjaciela i dziewczynę, szybkim krokiem ruszył w głąb korytarza. Krzyczeli za nim, żeby poczekał i pomógł Ron'owi, ale nie reagował. Musiał teraz pobyć sam i wszystko sobie przemyśleć, zanim pójdzie poznać prawdę u źródła. Właśnie zdał sobie sprawę z tego jak bardzo dał się zmanipulować. Wiedział, że, gdyby porozmawiał z Hermioną, ona nigdy by go nie okłamała, bo taka nie była. Ale on jej o nic nie spytał. Po prostu uwierzył Ron'owi, nie weryfikując jego wersji wydarzeń. Oczywiście wciąż szokowała go jej relacja z niegdyś znienawidzonymi przez nich Ślizgonami, a już najbardziej to jak zaciekle Malfoy wielokrotnie stawał w jej obronie. Zawsze przed Ron'em. I zachowywał się przy tym jakby Weasley faktycznie zrobił coś niewybaczalnego. Jak tak teraz o tym myślał to może Ślizgonowi naprawdę na niej zależy.
Szedł tak przed siebie, aż nagle znalazł się pod Pokojem Życzeń. Mimowolnie pomyślał o miejscu, które zawsze przynosiło mu ulgę. Sala spotkań z czasów Gwardii Dumbledore'a na piątym roku. Spotykali się tam z Hermioną, kiedy jedno z nich miało gorszy dzień, siedząc przy tym w ciszy. Nie rozmawiali, po prostu spędzali razem czas, dając sobie wzajemnie do zrozumienia, że nie są sami. Że są przyjaciółmi. Wspomnienia te wprowadziły go w jeszcze bardziej melancholijny humor.
Kiedy pojawiły się przed nim drzwi, bez zastanowienia wszedł do środka. Drzwi się za nim zatrzasnęły, a on stanął jak wryty w ziemię, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.
- Hermiona? Co ty tu robisz?
Dziewczyna siedziała skulona pod ścianą po drugiej stronie pomieszczenia. Cała jej twarz była opuchnięta od długo trwającego już płaczu. Słysząc swoje imię, podniosła głowę i jej reakcja była dokładnie taka sama jak chłopaka. Nie spodziewała się tu spotkać nikogo, tymardziej bruneta. Jasne, to kiedyś było ich miejsce, ale, od czasu rozpadu ich znajomości, nigdy go tu nie spotkała. A przychodziła tu bardzo często, gdy miała jakiś problem czy też po prostu gorszy dzień.
- Harry... ja... przepraszam, już idę... nie wiedziałam, że nadal tu przychodzisz – wyszeptała, próbując wstać, ale wtedy nogi odmówiły jej posłuszeńswa i ponownie upadła na podłogę. Właśnie wtedy chłopak zauważył, że jej ubranie jest podarte, kolana całe zakrwawione i że ma rozmazany makijaż. Podszedł do niej szybkim krokiem i już po chwili kucał na wprost jej twarzy.
- Nie, Miona, zaczekaj – poprosił, chwytając ją za ręce, czym ją zaskoczył. W pierwszej chwili chciała się cofnąć, ale tego nie zrobiła. Naprawdę za nim tęskniła, ale mimo wszystko bała się, że ich spotkanie to część dalsza planu Weasley'ów.
- Czy... to R-ron... cię tu przysłał, Harry? – spytała, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Bała się, że odpowiedź będzie twierdząca.
- Co? – zdziwił się chłopak. – Skąd Ron miałby wiedzieć, że tu jesteś?
I nagle wszystko do niego dotarło. Ron wracający skądś z Ginny, ich zadowolone miny, a potem Malfoy twierdzący, że Weasley bił Hermionę. Nie chciał w to wierzyć, ale było zbyt wiele rzeczy, które by na to wskazywały.
- Czekaj, czekaj, Hermiono. Powiedz mi, czy to Ron ci to zrobił?
Gryfonka nie odpowiedziała, ale odważyła się spojrzeć mu w oczy. Były takie szczere i wrażliwe, a teraz dostrzegła w nich także coś na wzór znaku zapytania. Wyglądało na to, że Harry nic o tym nie wiedział, a ona mu wierzyła. Chciała mu wierzyć.
- Możesz mi powiedzieć, naprawdę. Ja.. przepraszam, Miona, że nawet z tobą nie porozmawiałem, kiedy to się stało – wyszeptał, patrząc na ich wciąż złączone w uścisku dłonie. Nigdy nie był dobry w przeprosinach, ale czuł, że powinien to zrobić. – Ślepo podążyłem za Ron'em, pogrążając na dobre to, co nas łączyło. Naszą przyjaźń. Ale ja... bałem się stracić Ginny. Wybaczysz mi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz