9.04.2023

Rozdział dwudziesty drugi

Minęła dobra godzina, odkąd Draco opuścił Pokój Wspólny, a Hermiona przez cały ten czas zastanawiała się, co się z nim dzieje. Próbowała o tym nie myśleć, ale doskonale wiedziała jak porywczy i impulsywny potrafi być. Bała się więc, że zrobi coś głupiego, a zdawała sobie sprawę z tego, że, jeśli do tego dojdzie, będzie to tylko i wyłącznie jej wina. Oprócz tego jej głowę zakrzątała jeszcze jedna, stale powtarzająca się od wielu miesięcy myśl. Jak mogli traktować ją w taki podły sposób? Ilekroć by się nad tym zastanawiała, nic logicznego nie przychodziło jej na myśl. To wszystko było takie dziwne. 

Podniosła się z miejsce, kiedy drzwi od Pokoju trzasnęły, informując ich o przybyciu któregoś z uczniów. Jej oczom ukazał się chłopak, który od godziny zaprzątał jej myśli. Skanowała go wzrokiem, ale, nie zauważając niczego podejrzanego, odetchnęła z ulgą. Podszedł do nich, siadając na kanapie między Blaise'm i Teodor'em, nie odzywając się ani słowem. 

- Gdzie byłeś, Draco? - spytała Pansy, chcąc przerwać ciszę. Niby z jednej strony wszyscy podejrzewali, gdzie mógł zniknąć, ale i tak chcieli to usłyszeć. Dodatkowo dziewczyna miała nadzieję, że dzięki całej tej sytuacji Hermiona w końcu przejrzy na oczy i dostrzeże jak bardzo chłopak się dla niej zmienił. Podejrzewała, że nie była to świadoma zmiana, jednakże była ona tak namacalna i widoczna, że nie sposób było jej nie dostrzec. 

- A jak myślisz, Pan? - warknął, wciąż będąc poddenerwowanym. Weasley skutecznie wyprowadził go z równowagi. 

- U Weasley'a - stwierdził z przekonaniem Blaise. - Co zrobiłeś?

- Obiłem mu mordę. 

Hermiona pisnęła, patrząc na niego w szoku. 

- Dlaczego? - spytała, wciąż nie odrywając od niego wzroku. 

- Nie bądź głupia, Granger - warknął, wciąż mając przed oczami ich rozmowę sprzed kilku godzin. Teraz, w obliczu wszystkich tych wydarzeń, wydawała się ona tak odległa. - Nie obchodzi mnie, co teraz powiesz. Należało mu się i tyle. 

- Oczywiście, że mu się należało! - wtrąciła się Parkinson. - Jak go spotkam to...

- Spokojnie, Pansy. Nie przejmujcie się mną. Nic takiego się przecież nie...

- Jak to, do cholery, się nic nie stało, Granger?! - krzyknął blondyn, nie mogąc znieść już jej zachowania. Zawsze brała wszystko na siebie, udając, że nic jej nie rusza. A w rzeczywistości całe cierpienie znosiła w środku, nie chcąc przenosić tego na innych. - Cała szkoła zapewne widziała już twoje rzekome nagie fotki, a ty mówisz, że nic się nie stało? I niby jak ja mam się z tym czuć, co? Pomyślałaś o tym chociaż przez chwilę? Nic dla ciebie nie znaczy to, o czym ci ostatnio mówiłem? 

- Mówiłam ci już przecież, że...

- Nie obchodzi mnie to. Chcę, żebyś przyznała się sama przed sobą, co tak naprawdę czujesz, a nie mówiła mi, co powinniśmy, a czego nie powinniśmy robić - powiedział pewnie. - Naprawdę nic do mnie nie czujesz? Powiedz, że nie, a dam ci spokój raz na zawsze. Ale nie myśl, że będę na ciebie czekał, Granger. Nie będę miał ochoty, żeby znaleźć... jak to dzisiaj powiedziałaś? Ah, tak. Dziwki, które będę mógł pieprzyć po kątach? No dalej, myślisz, że dasz radę oglądać mnie z innymi? 

Wszyscy, łącznie z Gryfonką, patrzyli na niego w szoku. Nikt nie spodziewał się po nim takich słów. A już na pewno nie Hermiona. 

Nie wiedziała, co zrobić. Z jednej strony za nic w świecie nie chciała oglądać go z innymi. Już raz miała ku temu okazję i było to najgorsze, co mogło się jej przytrafić. Z drugiej jednak... No właśnie. Co tak naprawdę czuła? 

- Czuję! Oczywiście, że czuję Draco - przyznała, wyjątkowo zwracając się do niego po imieniu. - Ale jakie to ma twoim zdaniem znaczenie, co? Nie możemy ze sobą być, przecież wiesz?

- A to niby czemu, co? Jeśli oboje czujemy to samo, to jaki sens jest w tym, żebyśmy oboje cierpieli? Wystarczy mi już patrzenia na twoją załamaną twarz przez ostatni miesiąc!

- Ja...

- Draco ma rację - wtrąciła się niepewnie Pansy, bojąc się, że przyjaciółka będzie na nią później zła. - Widziałam jak się czułaś po waszym zerwaniu. Na Merlina, wszyscy to widzieliśmy! I żadne z nas nie chce widzieć cię takiej ponownie. 

- Chodź ze mną, Granger - odezwał się ponownie, widząc, że obecność przyjaciół wcale nie pomaga mu w rozmowie z dziewczyną. Widząc, że nie ruszyła się z miejsca, złapał ją za rękę i pociągnął w kierunku korytarza prowadzącego do sypialni chłopców. Zatrzymał się w połowie drogi, popchnął ją delikatnie na zimną charakterystyczną dla lochów ścianę, a dłonie oparł po oby stronach jej ramion, patrząc jej głęboko w oczy. 

- Tak jak mówiłem, Hermiono - zaczął powoli się do niej zbliżać - nie poddam się. Kocham cię a ty kochasz mnie - pokonał dzielącą ich usta odległość i złożył na nich delikatny pocałunek. Dziewczyna zamarła, lecz po chwili, kiedy się ocknęła, oddała pocałunek, pogłębiając go. Robili to wcześniej, ale tym razem było jakoś... inaczej. Nie udawali. Nie grali przed nikim. To nie było przedstawienie. To nie była zemsta. Ich uczucia były prawdziwe i dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że nie będzie w stanie dłużej się przed tym bronić. 

Kiedy po chwili się od siebie odsunęli, na ich twarzach widniały uśmiechy. Hermiona pomyślała, że chciałaby częściej widzieć go takiego szczęśliwego. Na co dzień wyglądał tak ponuro i smutno, nie to co teraz. 

- Nadal upierasz się przy tym, co mówiłaś? - spytał, posyłając jej ironiczny uśmiech. - Możesz mówić, co chcesz, ale nie oszukasz tego, jak twoje ciało na mnie reaguje - dodał, chwytając ją za dłoń i ściskając lekko. 

- Nie - westchnęła zrezygnowana, jednak mimo wszystko nie przestawała się uśmiechać. - Po prostu nie chcę, żeby skończyło się tak jak ostatnio. Poza tym, wiesz jak wygląda teraz moja reputacja. Te zdjęcia...

- Nie obchodzi mnie twoja reputacja - przerwał jej. - Obchodzisz mnie ty. I przysięgam, że, jeśli te rude gówna znowu coś odpierdolą, gorzko tego pożałują - warknął, a jego twarz po raz kolejny tego dnia wykrzywiła się w niekontrolowanej przez niego złości. 

- Dziękuję - uśmiechnęła się smutno. Była mu naprawdę wdzięczna za to, że bronił jej w całej tej chorej sytuacji. - Wiesz... za dzisiaj. 

- Nieważne co ludzie o mnie mówią, Granger, ale kim bym był, gdybym nie bronił nawet swojej dziewczyny. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz