- O, jesteś w końcu - usłyszała, wchodząc do swojej sypialni. - Ciekawe, gdzie tak długo byłaś, Granger. Bo nie wiem czy wiesz, ale chłopcy wrócili już jakiś czas temu, a wątpię, żebyś siedziała ze Snape'm dłużej niż jest to konieczne. No, chyba że za niego też już się zabierasz - parsknęła. - W końcu Ślizgon to Ślizgon. Wiek pewnie dla ciebie nie gra roli, a to z nimi najchętniej teraz spędzasz czas, czyż nie?
Hermiona westchnęła, mając już serdecznie dosyć zachowania swoich współlokatorek. Nie mogła się jednak zdecydować, która z nich denerwowała ją bardziej. Chyba obie.
- Mogłabyś dać już spokój, Brown? Wiem, że lubisz chłopców. Wszystkich. I pewnie jesteś zazdrosna, co mnie ani trochę nie dziwi, bo, nie oszukujmy się, zawsze taka byłaś. Ale to, co robisz teraz...
- Zamknij się! - warknęła Gryfonka, robiąc się coraz to bardziej czerwona na twarzy. No tak, od dłuższego czasu dogryzała dziewczynie, która wszystkie te obelgi znosiła w ciszy. Teraz jednak, kiedy to się skończyło, ta nie była na to przygotowana. Nie spodziewała się tego, że tym razem będzie inaczej. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie lubiła Hermiony, choć szczególnie tego nie okazywała. Ale teraz, po całej tej aferze między nią a Ron'em, nie była w stanie spojrzeć na nią przychylnym okiem. Już nigdy. - Niby o co miałabym być zazdrosna, co? Jesteś nikim, nic niewartą szmatą przynoszącą jedynie wstyd naszemu domowi. Najpierw udawałaś przed wszystkimi wielce świętą kujonicę, rozkochałaś w sobie Ron'a, później puściłaś się z Zabini'm, a teraz z Malfoy'em. Kto będzie kolejny na twojej liście do odhaczenia? Oh! Zapomniałabym o Nott'cie! On był pierwszy, prawda?
Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Nigdy się nie lubiły, to prawda, ale nie spodziewała się, że kiedykolwiek będą traktowały się w taki właśnie sposób. Zresztą, jakby nie było, właśnie tak wyglądały teraz jej relacje z większością osób z Domu Lwa. Nic z tego nie miałoby miejsca, gdyby nie Weasley i Potter, którzy nastawili ich wspólnych znajomych przeciwko niej. Bolało ją to i to bardzo, ale nie zamierzała już dłużej się tym przejmować. Miała teraz przy sobie innych, nowych, może nawet lepszych ludzi, którym chyba, mimo wszystko, na niej zależało. A już na pewno nie miała zamiaru tłumaczyć się przed żadną głupią Brown.
- Nie interesuje mnie nic, co masz mi do powiedzenia, Lavender, więc nie musisz się niepotrzebnie produkować, bo ja i tak tego nie słucham. Mam to gdzieś - powiedziała, wzruszając ramionami, po czym zabrała swoje rzeczy i ruszyła w kierunku łazienki. Ten dzień był dla niej naprawdę długi. I ciężki, oj tak. I jedyne, o czym teraz myślała, to długa, relaksująca kąpiel.
***
Minęły kolejne dwa tygodnie od czasu, kiedy Hermiona i Draco zaczęli udawać przed innymi, że się spotykają. Sytuacja w miarę się ustabilizowała, a Gryfonka nie czuła się już tak bardzo niezręcznie, będąc zmuszona do wszystkich tych bliskich kontaktów z blondynem. Co więcej, można byłoby powiedzieć, że zdążyła się już do nich przyzwyczaić i ani trochę jej nie przeszkadzały. Wszystko wydawało się być tak naturalne, że aż zaczynało ją przerażać. Ale w takich chwilach wystarczało, że powtórzyła sobie ,,To tylko gra, nie bądź taką idiotką! To nie jest na serio." i wszystko wracało do normy. Musiała się jednak pilnować, by nie poczuć się zbyt swobodnie i nie otworzyć się przed chłopakiem, bo byłoby to po prostu niebezpieczne. Zarówno dla niej jak i dla niego.
Jeśli zaś chodzi o kwestie Ron'a, Harry'ego czy też innych wychowanków Domu Gryffindor'a, nie było tak kolorowo. Po szlabanie, który to razem odbywali u Snape'a, nic się nie zmieniło. No, na pewno nie w dobrym tego słowa znaczeniu, a wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej. Weasley nienawidził, gdy ktoś go pouczał i, mimo faktu, że Harry na chwilę przejrzał na oczy, na powrót zaczął wspierać przyjaciela w dążeniu do zniszczenia dziewczyny.
Może i było to głupie i niedojrzałe, ale chłopakom w żadnym stopniu to nie przeszkadzało, a już na pewno ich to nie powstrzymywało, czego idealnym przykładem było to, co właśnie za chwilę miało się wydarzyć.
Hermiona i Draco wchodzili właśnie do Wielkiej Sali, a jedynym, o czym w tej chwili myśleli, było spokojne zjedzeniu obiadu, na który czekali przez cały dzień. Oboje do późnej nocy uczyli się do zaliczenia z Eliksirów, bez którego Mistrz Eliksirów, jak zapowiedział na początku roku, nie dopuści ich do egzaminów końcowych. Dlatego też, co wcale nie było jakoś specjalnie dziwne, zaspali i nie zdążyli zjeść śniadania.
Nie zwracając zbytniej uwagi na to, co działo się wokół nich, szybkim krokiem podeszli do stołu Slytheriu i dopiero w momencie, gdy zamierzali usiąść, zauważyli, że wszyscy patrzą się na nich w dziwny sposób, a oni nie mieli pojęcia, o co im chodzi.
Brunetka wymownie spojrzała na Parkinson i Nott'a, licząc na to, że którekolwiek z nich w końcu wyjaśni jej, o co tyle szumu. Jednak się przeliczyła, a ich wzrok błądził wszelkie, gdzie tylko się dało, byleby tylko uniknąć jej osoby. Wtedy już wiedziała, że było to coś poważnego.
- Możecie mi w końcu powiedzieć, co tu...? - tak samo szybko jak zaczęła mówić, przerwała w pół zdania, kiedy jej wzrok padł na niewielkiej karteczce spoczywającej w dłoniach Zabini'ego. Rozejrzała się jeszcze raz po całej sali i wtedy zamarła. Taka sama karteczka znajdowała się w rękach wszystkich uczniów, a Ron patrzył w ich stronę, wrednie się przy tym uśmiechając.
- Daj mi to, Zabini - warknęła, próbując wyrwać mu ją z rąk. Jednak ten pozostawał nieugięty, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Chyba miała prawo wiedzieć, co to jest. Tym bardziej, że, patrząc na ich zachowanie, musiało do dotyczyć bezpośrednio jej. Nie było innego wytłumaczenia.
- Nie warto zawracać sobie tym głowy, Hermiono - wtrąciła się czarnowłosa, która do tej pory milczała. - To naprawdę nie jest nic ważnego.
- Albo wy mi to dacie albo poproszę kogokolwiek innego - powiedziała, patrząc na nich groźnie.
Blaise, wiedząc, że lepiej będzie, jeśli dowie się od nich, niechętnie podał jej kawałek papieru, który już za chwilę miał zranić ją bardziej niż cokolwiek do tej pory.
Gryfonka przyjęła go od niego z uśmiechem, ale, kiedy tylko zobaczyła, co trzyma w dłoni, wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Na kartce znajdowało się jej zdjęcie, które zostało przerobione. Wszystko było w jak najlepszym porządku, fotografia była bardzo ładna. Jedynie jej twarz... w jej miejsce wklejony został świński ryj. A, gdyby tego było mało, pod jej sylwetką znajdował się napis ,,Hermiona Granger, naczelna kurwa i szlama Hogwartu. Wiecie, gdzie mnie znaleźć - czekam na was, kochani!".
Nie miała pojęcia, kto mógł zrobić coś takiego. Pierwszą osobą, jaka przychodziła jej do głowy, był Ron, ale... No właśnie. ,,Ale". Czy byłby zdolny do czegoś tak okropnego? Przecież znali się tyle lat...
Całe jej rozmyślenia na ten temat przerwał nie kto inny jak Draco Malfoy, który w jednej chwili wyrwał swoją dłoń z uścisku, w którym do tej pory tkwili, i szybkim krokiem ruszył w stronę stołu Gryffindor'u. Był tak cholernie zły na tego rudego śmiecia. Znał go tyle lat i wiedział, że był on do szaleństwa zakochany w Granger, ale, kurwa, bez przesady. Ten cały ich plan miał być tylko zemstą, a tymczasem to dziewczyna cały czas obrywała rykoszetem. Miał już tego dosyć.
- Jesteś kompletnym idiotą, Weasley. A ty się tak nie śmiej, Ruda - warknął, patrząc na Ginny. Czuł, że ona też miała z tym coś wspólnego. - Cała ta wasza pieprzona rodzinka to jedno wielkie gówno, nic więcej. Tyle lat się przyjaźniliście. Wszyscy. A teraz traktujecie ją jak śmiecia. Bo co, bo wybrała kogoś lepszego? Bo w końcu zaczęła układać sobie życie? Bo jest bez was szczęśliwa? Jesteście po prostu żałośni! A ja nie pozwolę na to, żebyście tak ją traktowali! Po prostu, kurwa, nie! Bo ją, kurwa, kocham!
- Ty ją kochasz? - parsknął rudzielec. - Nie rozśmieszaj mnie, Malfoy. Lubisz zbierać ochłapy po swoich kumpach? Nigdy nie uważałem cię za zbyt inteligentną osobę, ale w życiu bym nie pomyślał, że tak nisko upadniesz. Zacznij się szanować, bo Hermiona to nic nie warta szlama, którą ty jako wielki arystokrata powinieneś co najwyżej wycierać podłogę.
Na twarzy Ron'a widniał ten jego ironiczny uśmieszek, który zawsze kierował w stronę Malfoy'a, co chłopakowi zbytnio nie przeszkadzało. Jednak teraz, kiedy mówił w tak obleśny i wulgarny sposób o Hermionie, wręcz nie mógł tego słuchać.
- Jeszcze słowo i nie ręczę za siebie, ty...
- Co tu się dzieje, panie Malfoy? Chce pan zarobić kolejny szlaban?
Do Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall, która nie mogła uwierzyć własnym uszom. Dlaczego tak młodzi, z pozoru dobrze wychowani ludzie zwracali się do siebie w tak nieokrzesany sposób?
Draco westchnął, nie chcąc kłócić się z dyrektorką. Dlatego postanowił oświecić ją, jacy tak naprawdę są uczniowie jej ukochanego domu, których przecież uważała za tak dobrze wychowanych i najmądrzejszych na świecie.
- Niech pani spojrzy, co zrobił Weasley, a wszystko będzie dla pani jasne, pani profesor - jeszcze raz spojrzał ze złością na Gryfona, po czym, odchodząc, wsunął kobiecie w dłonie kartkę, która wywołała całe to zamieszanie i podszedł do Hermiony, która była cała roztrzęsiona.
Dziewczyna przez całe to zamieszanie stała w miejscu, bojąc się spojrzeć na kogokolwiek, w tym na swoich przyjaciół. Kochała ich i z jednej strony wiedziała, że na pewno nie myślą o niej w ten sposób, jednak z drugiej bała się tego, że znowu zostanie sama. A tego by już nie przeżyła. Do tego wszystkiego pozostawała jeszcze sprawa z Malfoy'em. Kolejny raz musiał stanąć w jej obronie. Na pewno go już to wszystko męczyło i lada chwila powie jej, że to już koniec. Wiedziała, że tylko udawali, a to, co zrodziło się między nimi, było niczym innym jak zwykłą iluzją, bajką przeznaczoną dla widowiska. Ale w tej właśnie chwili zdała sobie sprawę, że pocałunki, które wychodziły z jej strony, nie były udawane i naprawdę jej się podobały. Że całe to wspólne spędzanie czasu było dla niej czymś, co chętnie zatrzymałaby już na zawsze. Tym samym wiedziała jednak, że tylko ona myślała o tym w ten sposób i już niedługo przyjdzie jej się z tym pożegnać. Dlatego też wielkim zaskoczeniem było dla niej to, że tak bardzo bronił jej w tej sytuacji. Wyglądał jakby naprawdę mu na niej zależało. I do czasu, kiedy wróciła na ziemię, powtarzając sobie, że to jedynie kłamstwo, było to najwspanialsze uczucie na świecie.
- Idziemy stąd, kochanie - powiedział, łapiąc ją za rękę i ciągnąc w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz